sobota, 26 września 2020

„Pensjonat samotnych serc” Zofia Ossowska

 Wydawca na okładce napisał, że ta książka jest idealna dla fanów Domu nad rozlewiskiem. Miał rację.

 Sama mieszkam na Mazurach, zatem idealnie wpasowałam się w klimat tej powieści. A o czym ona?

O Pensjonacie Samotnych Serc, który wybudowany został w pobliżu mazurskiego jeziora oraz lasu, pełnego krętych ścieżek. To właśnie tutaj mieszka i pracuje cudownie ciepła i serdeczna pani Wiesia. Po śmierci swojego męża postanowiła otworzyć pensjonat, by piękno tego miejsca mogło leczyć złamane serca i pokaleczone dusze innych ludzi. Dla swoich gości piecze najlepszą szarlotkę. Mogłam się przekonać o tym, jak smakuje taka szarlotka, ponieważ przepis na nią został dołączony do książki. 

Poznajemy Matyldę, która postanawia przyjechać właśnie tutaj, do mazurskiego pensjonatu, leczyć swoje rany. Boi się przyznać właścicielce, dlaczego co wieczór płacze do poduszki, a co rano przychodzi zapłakana na śniadanie. Z czasem dowiemy się, że uciekła od swego męża tyrana. A mąż? Mąż zrobi wszystko, by znaleźć swoją żonę i uprzykrzyć jej życie. No i zmusić do powrotu. Czy mu się to uda?

Poznamy również Adama, syna pani Wiesi, którego los nie oszczędził. Został nieźle poturbowany i, by zapomnieć o tragedii, jaka go spotkała, oddał się całkowicie pracy. Pomógł mamie zrobić remont pensjonatu i aktualnie robi altankę stojącą niedaleko. 

 Matylda została wspaniale przyjęta przez właścicielkę i powoli otwiera się. Dostaje wsparcie i zrozumienie również ze strony syna pani Wiesi. Czy tych dwoje połączy coś więcej? Czy dwa zranione i samotne serca zabiją w tym samym rytmie?


 

Jest to pierwsza część cyklu, która zachwyci każdą kobietę. I od razu zaznaczę, że to nie tylko typowa babska literatura, lecz naprawdę wartościowa pozycja opisująca bardzo często spotykany problem, jakim jest molestowanie psychiczne kobiet przez własnych mężów. To ważny temat i fajnie, że autorka go porusza. 

 Historia Matyldy wzrusza, a miejsce, w którym dzieje się akcja, czaruje klimatem i magią właścicielki. Ciepło i życzliwość, jaką ma w sobie starsza kobieta, promieniuje i przechodzi na wszystkich. Dlatego ta historia pozytywnie nastraja i dodaje nie tylko Matyldzie zapału, ale i czytelnikom otwiera oczy na pewne sprawy. 

Chciałabym taką Wiesię poznać. Móc porozmawiać i wysłuchać jej rad, od czasu do czasu zjeść szarlotki jej wykonania i rozkoszować się ciszą mazurskiego klimatu. Bo milczeć też można, w odpowiednim towarzystwie to nie przeszkadza. Jej portret psychologiczny, jak i pozostałych bohaterów są rewelacyjnie nakreślone, przez co stają nam się bliżsi.

„Pensjonat samotnych serc” to pozycja, którą polecę każdemu. Prosty język, fajna fabuła i mocna dawka emocji jak i realizmu sprawią, że niejedna kobieta zatraci się w tej historii, a i niejedna też utożsamić się będzie mogła. Może istota tej powieści trafi na odpowiedni grunt i sprawi, że inne kobiety odważą się na zmianę swojego życia? Wszystko się da, tylko trzeba zrobić ten pierwszy krok. Potem już będzie łatwiej.

Polecam.









środa, 23 września 2020

„Zośka. Dopóki biło serce” Anna Stryjewska

W życiu przychodzi taki czas, że trzeba coś zrobić wbrew całemu światu. Odrzucić lęki i obawy, pogodzić się z poniesionymi porażkami i podążyć za głosem serca, aby realizować swoją pasję. Po prostu - zmienić teraźniejsze życie.

 

Oparta na faktach powieść zabiera nas w lata sześćdziesiąte, do niewielkiej polskiej wsi. Pomimo tego, że świat się zmienia, ludzie zaczynają doceniać elektryczność i lepsze czasy, dzieciom nie dzieje się lepiej. Dla nich przyszłość nie jest usłana różami, bo w każdym domostwie bieda aż piszczy. Zmuszeni zostają do zmagania się z problemami swoimi i rodzeństwa. A dorośli po przeżytych traumach i zawirowaniach wojennych nie są zbyt wylewni, bardziej oschli i szorstcy w obejściu. Dzieci traktują jako pomoc w gospodarstwie lub przy młodszych dzieciach. Czy znajdują jeszcze czas na marzenia?

Nasza bohaterka Zośka długo dojrzewała do pewnych decyzji. Zbyt długo pozwalała krzywdzić się innym. Przypadkowe spotkania krok po kroku zmieniały kobietę, dodatkowo ciągłe motywacje ciotki sprawiły, że zaczęła inaczej myśleć. Postanowiła zmienić swoje życie. Czy uda się to młodej, zaledwie 18-letniej, dziewczynie? Czy spełni swoje marzenie i zostanie projektantką mody?
Czy odważne postanowienie naszej bohaterki odmieni jej los?

 

 


Anna Stryjewska  fantastycznie przedstawiła nam drugą połowę XX wieku. Realia życia na wsi fascynują i jednocześnie przerażają. Ludność w tych czasach uważała ziemię za podstawę utrzymania całej rodziny. Mężczyzna jako głowa rodziny zajmował się gospodarstwem, kobiety również nie miały lekko. Opieka nad domem, małymi dziećmi i drobnym inwentarzem spadała na ich barki. Natomiast dzieci od najmłodszych lat, zwykle już od pięciu, były przyuczane do lżejszych prac domowych. Te starsze pilnowały młodszego rodzeństwa. 

Zmiany w zakresie warunków higienicznych powojennej wsi cały czas były trudne. W gospodarstwach nie było toalet, bieżącej wody, co wpływało na rozprzestrzenianie się chorób.  Może dlatego ciągnęło naszą bohaterkę do miasta. Wielkie miasta wydawały się całkowicie innym światem dla młodych dziewczyn pochodzących ze wsi. 

Do zmiany decyzji Zośki wpłynęła również jej przyjaciółka, którą znamy z pisanych przez nią listów. Zośka w miarę dorastania upewniała się , że nie pasuje do tego małego, zaściankowego świata. Ona potrzebowała większej przestrzeni, więcej otwartości dla własnych pomysłów, pasji i ich realizacji.

Fajnym pomysłem, jaki zaserwowała nam autorka, jest podsumowanie pod każdym rozdziałem refleksjami, dającymi czytelnikom do myślenia. Czytamy w nich o marzeniach, nadziejach, o odwadze i potrzebie zmiany własnego życia.

„Zośka. Dopóki biło serce” to wspaniała, refleksyjna opowieść o świecie, którego już nie ma. Realia powojennej wsi opowiadają o ludzkich dramatach i małych radościach. To historia o potędze marzeń i drodze do ich realizacji. Bogaty język, lekkie pióro oraz ogrom emocji sprawiają, że czyta się tę powieść wspaniale, niejednokrotnie z wypiekami na twarzy z emocji. Talent narracyjny wyraźnie zauważalny, a bohaterowie? Realistyczni i w tej historii w większości nieszczęśliwi. Targani przeżyciami z przeszłości.  Nasza bohaterka Zośka, dzielna dziewczyna, odważnie patrząca w swoją przyszłość, może być inspiracją dla kobiet, które w danym momencie takiej inspiracji będą poszukiwać. Warto walczyć o siebie i swoje marzenia. Bo marzenia trzeba spełniać!

Polecam!

 



wtorek, 22 września 2020

„Kulturalna zawierucha” Grażyna Górnicka

 Bez przyjaźni i pasji życie staje się nudne.

 

Historia zaczyna się w momencie, gdy mężczyzna o imieniu Michał strasznie płacze. Po odejściu swojej ukochanej, nie potrafi poradzić sobie i załamany rozpacza. Od kilku dni mieszka u swojej siostry Iwony, a gdy przychodzi w odwiedziny jej koleżanka Weronika, zaczynają obie pocieszać Michała. Gdy ta zaczyna snuć swoją opowieść o złamanym sercu, czas jakby zatrzymuje się w miejscu. 

Ona również swego czasu przeżyła rozczarowanie i jej przyjaciel z Barcelony zaprosił ją do siebie, by w spokoju mogła dojść do siebie i zapomnieć o tym co ją spotkało. Czy jej się to udało? Zmiana klimatu, otoczenia i ludzi ma czasami zbawienny wpływ na naszą psychikę, tego właśnie było trzeba naszej bohaterce.



Spędzając czas z przyjacielem, zaczyna zwiedzać miasto i przebywać w restauracji, w której to jej znajomy gra wieczorne koncerty. Pewnego razu zauważa dwa obrazy, które w niewyjaśniony sposób nie dają jej spokoju. Siedzą w jej głowie i w snach. Śni o koniach. Nie rozumie ich znaczenia, chociaż szuka po sennikach. Postanawia znaleźć źródło ich pochodzenia i przeprowadza małe śledztwo.
Co z tego wyniknie? Przekonajcie się sami.

Ta cieniutka, bo zaledwie 197-stronicowa książka, jest świetnie napisana, lekkim stylem, przez co odnosi się wrażenie płynięcia przez historię. Perypetie bohaterki niejednokrotnie doprowadzają do śmiechu. Czasami zachowanie Weroniki jest infantylne, ale całość tworzy zabawną historię. Większość tej książki to snuta przez naszą bohaterkę przygoda w Barcelonie. A przygoda ta to połączenie komedii i sensacji, bo napad stulecia zaplanowano rewelacyjnie!

 

 „Jest wiele spraw ważniejszych niż kasa i przedmioty, które można za nią kupić. Liczą się przede wszystkim prawdziwi przyjaciele, którzy zawsze cię poprą, nawet w najbardziej odjechanym projekcie. No i jeszcze sztuka. Każdy z nas ma jakiś ukryty talent, od dziecka lubi tańczyć, malować, grać pisać. Niestety ze wstydu, z braku czasu czy z lęku przed porażką chowamy nasze pasje w kartony i wynosimy na strychy. Tam więdną i usychają niczym rośliny pozbawione wody, ale niewielu ludzi zdaje sobie sprawę, że jednocześnie usychamy też i my. Odnajdź twoją pasję i realizuj ją. Ale nie dla kogoś. Dla siebie, bo jesteś tego wart.”

 

Co mi się najbardziej podobało podczas czytania? Opisy Barcelony. Miałam ogromną ochotę polecieć i na własne oczy zobaczyć te miejsca, w których przebywała Weronika. Podobały mi się również charaktery bohaterów. Żywiołowi, zwariowani, pełni charyzmy i pasji. Takich przyjaciół chciałabym mieć.

„Kulturalna zawierucha” to idealna lektura na lato, podczas podróży lub w poczekalni do lekarza. Historia Weroniki porwie Was do innego państwa na kilka przyjemnych godzin. Dajcie się porwać tej historii pełnej pasji i dźwięków jazzu.












czwartek, 17 września 2020

„W piekle pandemii” Kosowska Jolanta

 

 Opowieść o dniu, w którym świat, jaki znamy, przestał istnieć. I o wszystkim, co zdarzyło się potem.

 To prawda, świat, jaki do tej pory znaliśmy, przestał istnieć. Już nic nie jest takie, jakie kiedyś było.

Poznajemy Oliwię i Marcello, kiedy wyjeżdżają na długo wyczekiwany urlop. Nic nie zapowiadało katastrofy, która nadeszła po cichu i niespodziewanie zaskoczyła wszystkich.

Zakochana para wraz z pozostałymi przyjaciółmi korzysta z zimowej aury w Dolomitach. Na taki relaks każdy czeka, zwłaszcza lekarze, którzy mogą na chwilę oderwać się od natłoku zajęć. Czy ktoś mógł spodziewać się tego, co zaraz wybuchnie? Bo oto właśnie nadchodzą czarny chmury i to nad całym światem. Jedna wiadomość, która zrujnuje życie ludziom. Tajemniczy wirus z Wuhan pokonuje granice kontynentów i rozprzestrzenia się po całym świecie. I to z prędkością światła.

Wszyscy mężczyźni zebrani w gronie przyjaciół podejmują decyzję o powrocie do rodzinnych domów i do swojej pracy. Każde ręce lekarzy są potrzebne. Od razu wpadają w wir szaleństwa i ich życie krok po kroku zaczyna przypominać piekło. Bo kiedy większość ludzi zamyka się w domach, by nie zarazić się lub nieświadomie nie rozsiewać wirusa, oni pracują ciężej niż zwykle i to w samym centrum zakażeń. Cały personel szpitali w pełnej gotowości.


Przyjaciele naszej pary bohaterów są rodzicami niepełnosprawnego dziecka i dla nich, jak i dla Sari ten czas stanie się wyjątkowo trudny. Każde chore dziecko, które przez chorobę walczy o życie, w piekle pandemii, jest wybitnie wystawione na celownik. Walka rodziców o chore dziecko jest godna podziwu. Tata Sari, lekarz cały czas pracujący w szpitalu, przenosi się do altanki w ogrodzie, by chora córka nie miała z nim kontaktu. Nie rozmawia z córką ani z żoną, bojąc się o nich. Jedynym środkiem ich komunikacji są listy lub patrzenie na siebie przez szyby w oknie.



 

O tym wszystkim, co się dzieje wśród przyjaciół, dowiadujemy się od Oliwii, którą to Marcello wywiózł do swojej babci — Eleny Rossi do Toskanii. Tutaj, z dala od zgiełku i pandemii opowiada nam swoją historię. Kobieta przekazuje nam wiadomości od przyjaciół i opisuje swoją tęsknotę, samotność i obawę przed tym, co może spotkać jej narzeczonego. Dzięki niej poznajemy zmartwienia i małe radości, które spadają na jej znajomych oraz poznajemy stronę internetową, którą bardzo często śledzi nasza bohaterka. Na stronie pojawiają się listy, które wlewają w jej zbolałe serce nadzieję. Czytamy w listach o małych drobnych, aczkolwiek dobrych i bardzo w tych czasach potrzebnych uczynkach, to wszystko wlewa w serce iskrę radości, momentami również przeraża, ale całość krzepi. Oliwia również wspomina swoje szczęśliwe momenty z Marcello. To właśnie w tym momencie poznajemy ich wycieczki, pełne miłości i oddania. Opisy są tak realistycznie przedstawione, że momentami słyszałam szum fal, razem z nimi płynęłam gondolą i czułam promienie słońca na własnej skórze. 


Autorka będąca z zawodu również lekarzem opisała historię tego piekła na przykładzie młodej pary. Pary, która zamiast cieszyć się wspólnym szczęściem, musiała skrócić swój urlop, ponieważ świat zaczynał się zmieniać. Na pewno nie takiego odpoczynku spodziewali się nasi bohaterowie. Miał być spokój i radość, a z każdej strony wiało grozą i dramatem, jaki zaczynał rozgrywać się na oczach każdego. 

Bo to, co tutaj spotkamy, to prawdziwe ludzkie dramaty, nie tylko lekarzy, ale i ich rodzin, rodzin pacjentów chorych i podejrzanych o wirusa. Wszystko jest pokazane takim, jakie było, bez lukru i ubarwiania, bo nie o koloryzowanie tutaj chodzi. Akcja książki rozgrywa się na przełomie kilku tygodni i dzieje się w kilku miejscach naraz - Toskania, Bergamo, Drezno, Wenecja oraz Wrocław. Właśnie tu działo się największe piekło. Emocje wszystkich bohaterów, tych pierwszo-, jak i drugoplanowych są ogromne. A emocje czytelnika? Ja płakałam, kręciłam głową i nie dowierzałam, śmiałam się i cieszyłam jak dziecko z drobnych chwil radości. 

 „W piekle pandemii” to przepiękna historia ukazująca ogrom pracy lekarzy na pierwszej linii ognia. To absolutni bohaterowie naszych czasów! Dopiero w takich sytuacjach zdajemy sobie sprawę, że to wyjątkowi ludzie. To oni ratują życie, narażając własne.

Rewelacyjna powieść, którą powinien przeczytać każdy. Polecam.


wtorek, 15 września 2020

„Leniwe wieczory, burzliwe poranki” Alina Białowąs - RECENZJA PATRONACKA



 Alina Białowąs właśnie dzisiaj oddała w nasze ręce szóstą już powieść. Wszystkie przeczytałam i mogę śmiało powiedzieć, że jej powieści stają się coraz lepsze. Na kontynuację „Bezsennych nocy, sennych dni” czekałam z utęsknieniem. Jest niesamowitą obserwatorką kobiecej psychiki i potrafi wyciągnąć z niej to, co najciekawsze.

W części pierwszej nasza bohaterka Ewelina kombinowała, jak pozbyć się męża, nie zabijając go, bo nudziła się w długoletnim związku. Pokazała nam swój odziedziczony po prababce charakter. Uważała się za kogoś lepszego, nawet od własnego męża, który pochodził ze wsi. Tylko czy to ważne, kto skąd pochodzi?

Nad małżeństwem Kloftów zawisły czarne chmury i cała nadzieja w autorce, że odwróci los naszych bohaterów. 
Czy udało jej się to?





Druga część jest tak samo zagmatwana, jak pierwsza. Kobieta wulkan z tysiącem pytań do własnej osoby powoduje mnóstwo konfliktów i śmiesznych scen. Gdy pewnego dnia znajduje zamiast własnego męża kartkę z kilkoma słowami do niej, zaczyna analizować sytuację i patrzeć na wszystko całkiem inaczej. Zauważa rzeczy, których do tej pory nie zauważała. Mąż wyjechał do Japonii, a gdy kobieta zdobywa jego adres, ma ochotę polecieć do niego i zrobić mu niezapowiedzianą wizytę. Zauważa również fakt, że zaczyna być zazdrosna.

 Gdy tak rozmyślałam nad gejszami, poczułam, że jednak robię się zazdrosna o Radka; gejsze potrafią prowadzić ceremonię parzenia herbaty, a mój mąż uwielbia herbatę. Wiem, pamiętam, naśmiewałam się z niego, że na indyjską mówił „drajeerling” zamiast Darjeeling, że okej to dla niego „okiej”. A może sobie wmówił, że jest taki zdolny jak Alexander Arguelles?
No i zapłaciłam za te moje kpiny i naśmiewania; mój mąż pije teraz herbatę w Japonii i kto wie, czy nie konwersuje po angielsku z gejszą odzianą w piękne kimono, podczas gdy ja siedzę w zadymionej kuchni, palę na czczo drugiego papierosa i popijam zimną kawę. Na dodatek w żółtym, za wielkim na mnie płaszczu kąpielowym, w którym wyglądam jak napuszony kurczak.

Zanim postawi nogę na płycie japońskiego lotniska, zapoznaje się z kulturą tego kraju, postanawia schudnąć, by zrobić mężowi niespodziankę, oraz odgruzowuje mieszkanie. Postanawia pozbyć się starych klamotów zagracających pomieszczenie. Czy jej się to uda? W jej mniemaniu nie, ponieważ wszyscy jej w tym przeszkadzają. 
Matka, która znalazła sobie przyjaciela Gwidona i zaczyna  zachowywać się jak młoda duchem.
Na pewno nie ułatwia jej również syn, który wyjechał do Francji razem z narzeczoną i nie ma zamiaru wracać. 

 „Gasząc niedopałek (jednak drugi, a nie trzeci) w popielniczce-prezencie od Igora, nagle poczułam, że muszę porozmawiać z moim synem. Jestem spokojna, nie będę pokrzykiwać, obiecałam sobie, sięgając po komórkę.
– Bon soir, maman – usłyszałam, gdy tylko odebrał.
Bąsłar? A dlaczego nie po polsku: dobry wieczór?
– Maman?
Szlag. Moje dziecko już całkiem „sfrancuziało.”
– Igor…
– Oui, maman?
No masz! Jeszcze tylko tego brakowało, żebym na stare lata musiała się uczyć francuskiego.”

Ewelina winę za jej złą passę zwala również na sąsiadkę zza ściany, która to wszystko słyszy i komentuje. Wściekła i rozżalona narzeka na wszystkich dokoła. Nie radzi sobie sama ze sobą. W dzień kocha męża, a wieczorem już go nienawidzi za to, że nadal go kocha. 
Zastanawiałam się, czy jej osobowość nie jest zbyt chwiejna. Bo te zmiany nastrojów i częste wybuchy emocji stawały się nieprzewidywalne. Subiektywne poczucie krzywdy i niesprawiedliwości to również objawy u naszej bohaterki. Czy gdy wszystko się w niej uspokoi i odnajdzie spokój wewnętrzny, to odzyska równowagę i wybaczy własnemu mężowi? Czy aby coś docenić, trzeba poczuć, że coś się traci?

„Bo wbrew pozorom rozstanie czasem ratuje rozpadający się związek. Nie tylko małżeński. Ale pod warunkiem, że jest co ratować.”


Myślę, że autorka specjalnie pokazała pokrętną stronę miłości, by spojrzeć na nią z innej perspektywy. Bo jeśli jest to ta prawdziwa, to będzie potężniejsza niż wszystkie kłótnie i rozstania. Będzie naszym sprzymierzeńcem. 
Alina Białowąs wykonała kawał dobrej roboty. Historia Eweliny i jej męża daje nadzieję i przestrzega. Całość napisana jest lekkim stylem, co daje w rezultacie świetną komedię. Dialogi oraz przemyślenia bohaterki doprowadzają niejednokrotnie do niekontrolowanych wybuchów śmiechu.
Cechy charakteru naszej głównej bohaterki nadają jej nietypową osobowość. Nie jest to kobieta piękna, zgrabna, jak z katalogu mody, lecz normalna, przeciętna kobieta z mnóstwem kompleksów. Pozostałe postacie, które przewijają się w tej powieści, są tak samo intrygujące. 
Pierwszoosobowa narracja również w tym pomaga, ponieważ wcielamy się w rolę kobiety i w łatwy sposób wyobrażamy sobie jej życie. Nie brakuje w nim goryczy, ale nikt nie obiecywał, że życie będzie łatwe, prawda?

„Leniwe wieczory, burzliwe poranki” to świetna komedia, w której dynamiczne wątki przeplatają się z refleksjami głównej bohaterki, dzięki czemu całość wypada idealnie.
Gwarantuję, że tę powieść przeczytacie jednym tchem, pomiędzy salwami śmiechu oczywiście. A zakończenie? 
Tylko takie mogło być!

Polecam!!



poniedziałek, 14 września 2020

„Utracona miłość” Magdalena Krauze - ZAPOWIEDŹ PATRONACKA

Wprowadziłam grafikę, która pokazuje pozycje objęte przez mój blog patronatem. Będzie czytelniej. Mam nadzieję, że spodoba się Wam.





Pierwszą październikową pozycją, jaką chciałabym Wam polecić, jest  „Utracona miłość” Magdaleny Krauze. Jest to kolejna już powieść autorki pod moim patronatem.
Polecam na jesienne wieczory.


Majka i Michał, mimo młodego wieku, planują wspólną przyszłość. Ale nawet ich niezwykle silne uczucie nie jest w stanie zwyciężyć, gdy na horyzoncie pojawia się toksyczna matka chłopaka. On rozpoczyna prestiżowe studia medyczne w Londynie, ona zostaje w Warszawie... Mijają lata. Majka tkwi w nieszczęśliwym związku, tymczasem rozwiedziony Michał wraca do Polski. Nic nie dzieje się jednak bez przyczyny, a los tylko pozornie kieruje się przypadkiem. Czyżby szczęście i miłość czekały tuż za rogiem?

Czytaliście wcześniejsze pozycje autorki?
Planujecie czytać tę najnowszą?

sobota, 12 września 2020

„Żałobnica” Małecki Robert


Znacie powieści tego autora?
Ja przeczytałam do tej pory wszystkie i bardzo mi się podobały. 

Tytułowa żałobnica to młoda, bo zaledwie trzydziestoletnia kobieta, która właśnie straciła męża i pasierbicę w wypadku samochodowym. Gdyby ich związek był idealny, Anna jeszcze długo byłaby pogrążona w żałobie. Ale to nie było idealne małżeństwo ani idealna rodzina. Po mężu odziedziczyła spory majątek oraz świetnie działające przedsiębiorstwo. Nie musi martwić się o sprawy materialne.
Gdy na światło dzienne wychodzą skrywane tajemnice, Anna zaczyna się orientować, że ktoś manipuluje jej życiem. Wszystko to, co zaczęło się dziać, dzieje się bez jej wiedzy, a światło podejrzeń pada właśnie na nią. Zalewa ją struga strachu, ale będzie musiała sobie z nią poradzić. Będzie musiała również stawić czoła mrocznej przeszłości. I zrobi to!



 

Zostałam zaskoczona tą powieścią. Jest inna niż wcześniejsze pozycje autora, ale równie wspaniała, co poprzedniczki. Czym się różni? Otóż do tej pory były to raczej tylko kryminały, tym razem dostaliśmy  świetny thriller psychologiczny. Autor rewelacyjnie przedstawił nam historię kobiety, która boryka się z tragiczną śmiercią swoich bliskich. O tym wypadku zrobiło się głośno w mediach i zaczynają się podejrzenia. Czy był to nieszczęśliwy wypadek? A może przyczyniły się do tego osoby postronne? 
Anna Kowalska, nasza bohaterka, próbuje sama dojść do rozwiązania zagadki śmierci i obwinia dróżniczkę, bo ta zasłabła i nie opuściła rogatek. Obserwuje ją, śledzi, a z czasem staje się to jej obsesją. Czy Anna dopuściła się zbrodni? Bo dowiadujemy się, że dróżniczka zaginęła bez śladu. Czy coś się stało kobiecie?
Czytając tę powieść, zastanawiałam się, ile twarzy ma tytułowa żałobnica, na pewno kilka. Całkowicie obcy jej ludzie widzieli ją jako pustą kobietę, pasierbica nie tolerowała jej, uważała, że zabiera miłość jej ojca. Bała się, że zostanie odstawiona na boczny tor przez ukochanego tatusia. Kilka innych osób jeszcze inaczej widziało naszą bohaterkę Annę.  Każdy z nich widzi w kobiecie to, co chciałby widzieć, nie zagląda w jej dusze i umysł, ocenia, nie analizując jej postępowania. Poprzez tę historię zauważamy, jak łatwo jest ocenić człowieka, obnażyć ludzkie słabości i wykorzystać je.
Szum medialny wokół żałobnicy i zaginięcia dróżniczki sprawia, że na wierzch wypływają rzeczy, które działy się w przeszłości Anny. Nie są to miłe rzeczy, jak się domyślacie. Kim tak naprawdę jest Anna? 

 „Dzięki kłamstwu, i nie tylko, bo również dzięki zatajonej prawdzie, zawsze utrzymuję się na powierzchni. Jestem niezniszczalna.”
Nie zmieniło się nic w trzymaniu czytelnika na wodzy. W dalszym ciągu nie jesteśmy w stanie oderwać się od lektury. Taki jest styl autora, który intryguje, fascynuje i nie pozwala odejść. Zabrakło mi natomiast typowego dla autora tempa akcji oraz opisów, takich bardzo namacalnych. Natomiast kreacje bohaterów mistrzostwo!

Czekam już na kolejne książki tego autora, bo fanką jego jestem i zostanę.
Polecam!





poniedziałek, 7 września 2020

„Zanim zamkniemy drzwi” Elżbieta Jodko-Kula — RECENZJA PATRONACKA

Jest to moje pierwsze spotkanie z tą autorką i myślę, że nie ostatnie. Bardzo lubię psychologiczno - obyczajowe historie pokazujące życie normalnych ludzi. A ona chyba właśnie takie książki pisze. 

Opowieść o rodzinnych tajemnicach, trudnych emocjach i rozliczeniach z przeszłością. 

Od pierwszych stron książki wpadamy z niezapowiedzianą wizytą do domu Olgi i Karola i jesteśmy świadkami ich życia. Nie jest to usłane różami życie, bardziej skłoniłabym się do określenia, że kolcami. Oboje są na emeryturze i zaczynają na siebie dziwnie działać, może dlatego, że Olga jest pełna werwy i życia, ale jednocześnie ciągle marudzi i narzeka, a jej mąż to spokojny człowiek, któremu nic nie przeszkadza. Karol ostatnio skarży się  na problemy z oddychaniem i krążeniem. Szybko się męczy i ma duszności. Do lekarza nie kwapi się iść, bo i po co? Samo przyszło, samo przejdzie. Przygnębiony jest również upływającymi chwilami, życiem, które przelatuje mu przez palce. Czuje się samotny i niedoceniany, wręcz odtrącony przez małżonkę. Czy są ku temu jakieś powody? Agresja, jaka jest w Oldze czasami urasta do olbrzymich rozmiarów i dopiero z czasem dowiadujemy się, co było jej przyczyną. Żal do męża jest tak silny, że niszczy cały ich związek. Dlaczego Karol tkwi w takiej relacji? Co takiego zrobił, że pozwala żonie na takie traktowanie? Codzienne wojny prowadzone przez kobietę doprowadzają go do furii, ale pozwala jej na to. Dlaczego?

 „Zresztą w kłótniach matki z córką trudno było znaleźć głębszy sens. Czasem próbował coś z tego zrozumieć, ale w końcu doszedł do wniosku, że to, co odbywa się w ich domu, jest tylko odwieczną przepychanką rodzica z dorastającym, ćwiczącym życiowe role dzieckiem.”

Gdy poznajemy Martę, ich jedyną córkę, zauważamy, że ona jest całym sercem za ojcem. Kłóci się natomiast z matką. Kobiety nie potrafią normalnie rozmawiać. Gołym okiem widać, że jest to córeczka tatusia i przepada za jego towarzystwem. Rozgoryczenie matki za każdym ich spotkaniem jest jeszcze większe. Poczucie krzywdy, że zostaje przez tych dwoje odtrącona, wzrasta. Powinna być kochana przez męża i córkę, a stają się sobie coraz dalsi, obcy. Dlaczego tak się w tej rodzinie dzieje? Dlaczego pozwalają na takie traktowanie siebie? Czy nie mogą wzajemnie się wspierać, tylko obrzucać niepotrzebnymi słowami? Co takiego stało się w przeszłości, że tak naprawdę tej rodziny nie ma, to tylko ułuda, maska dla innych?





Autorka napisała wspaniałą historię pokazującą psychologiczny aspekt relacji matka — córka, ich konflikt, który zaczął się bardzo dawno i nie widać jego końca. Również na pierwszym planie mamy nieporozumienie, przedstawienie, jakie zostało odegrane przed córką przez jej rodziców. Wspólnie z autorką analizowaliśmy zachowanie małżeństwa, zaczęliśmy od uczuć, bo od tego zaczyna się związek, a dopiero potem dochodzi bycie rodzicem. Sprawy wypalania i irytacji małżeńskiej mają głębsze dno. No bo przecież coś nie bierze się z niczego, a na to, jak jesteśmy traktowani, pracujemy przez lata. Tak samo jest z zaufaniem.
Tylko czy ciągłe wracanie do przeszłości, wypominanie wiecznie błędów młodości, to sposób na życie? Na przykładzie tej rodziny widzimy, że to powoli, lecz systematycznie niszczy wszystkie uczucia i dobre relacje. Może lepiej odciąć grubą kreską wszystko to, co było wcześniej, wybaczyć i zacząć wszystko od początku? Tylko czy tak się da? 

„Zanim zamkniemy drzwi” to lektura, która na pewno zostanie długo w pamięci, długo będzie siedziała w naszej głowie, niczym drzazga, i dopominała się analizy. Bardzo wiele rodzin żyje w podobnych schematach i nieświadomie je powiela. Temat jest mocny, ale potrzebny. Bo najprościej jest zamknąć drzwi i wyjść, zostawiając skłóconych w środku. Wrócić i udawać, że wszystko jest ok. Na pewno nie jest to powieść banalna. Dotrze do osób, które zobaczą tutaj siebie, swoje problemy i uwierzą, że jednak można żyć inaczej, a swoje relacje naprawić. Życie w każdej chwili można zmienić i tylko od nas zależy, kiedy zrozumiemy swój błąd i postanowimy coś zrobić. Książka trudna, ale pochłania się ją stosunkowo szybko.
Polecam!




niedziela, 6 września 2020

„Zagubieni w kłamstwie” Katarzyna Grabowska — RECENZJA PATRONACKA

Znacie książki napisane przez panią Kasię? 
Chodzi mi o cykl: Magia ukryta w kamieniu. 
Z całego serca polecam młodszym i starszym czytelnikom. 

 „Zagubieni w kłamstwie” to druga już część nowej serii Wszystkie nasze chwile”.
Pierwsza część „Obca miłość” była pełna zawirowań, intryg i niedomówień. Jaka okazała się kolejna?

Próba odzyskania rodzinnej firmy wiąże się z kolejnymi dramatycznymi wydarzeniami. Z chwilą, w której nasza bohaterka utraciła najbliższą sobie osobę, dziadka, świat, który znała, przestał istnieć. Pomału podnosi się i zaczyna walczyć o to, co zostało jej po nim. Skarbiesz, miejscowość, w której mieszka Weronika, nie jest już bezpiecznym miejscem, ponieważ giną tutaj znajome jej osoby i nie znaleziono jeszcze sprawcy. Obok dziewczyny dzielnie kroczy poznany w pierwszej części komisarz Adamczewski, który robi wszystko, by czuła się bezpiecznie. To już nie są tylko obowiązki zawodowe, lecz bardziej przyjacielskie. Czy nasza bohaterka zaufa policjantowi?

Sama czuje się zagubiona i opuszczona przez Jusufa, mężczyznę, którego kochała i pomimo prób znienawidzenia go, nadal kocha. Gdy dochodzi do kolejnego zabójstwa, komisarz Artur Adamczewski wysyła Weronikę do domku, który znajduje się w zacisznym miejscu  w Łebie. Tutaj ma odpocząć i poczekać na rozwój sytuacji. Czy to miejsce okaże się oazą spokoju? 
Autorka zaserwowała nam gangsterskie porachunki, które dosięgną i tutaj naszą dziedziczkę skarbiewskich włości. 
Na kogo tak naprawdę może liczyć? Czy Adam okaże się tym, za kogo się podawał? Czy ten, który zawiódł, okaże się najwierniejszym przyjacielem? Kto jest kim w tej grze? Czy uda się wreszcie odgadnąć, jaką tajemnicę skrywał jej dziadek?




Bardzo mi się podoba to, że autorka przypomina pewne  wydarzenia z części pierwszej. Pomaga to w odnalezieniu się w kontynuacji, jeśli nastąpiła przerwa w czytaniu. 
Nie zwalnia to oczywiście z konieczności przeczytania pierwszej części, ponieważ tutaj dzieje się tak dużo, że można się pogubić, nie czytając od początku losów naszej dziedziczki przetwórni.

Przyjazd naszej bohaterki do Łeby sprawia, że cały świat Weroniki przewraca się do góry nogami. Rodzą się kolejne kłamstwa i niedomówienia. Czy chwila słabości, jaka dopadła dziewczynę, zaważy na dalszym jej życiu? Czy to wszystko się uspokoi i nareszcie będzie spokojna o jutro? Czy już zawsze będzie musiała uważać, co też może ją spotkać za rogiem?

Myślę, że tak samo, jak przy pierwszej serii, zachwycony czytaniem będzie każdy czytelnik. Autorka z wyrachowaniem tworzy historie, które rozszarpują serca i zalewają falą sprzecznych uczuć. Trzeba mieć talent, by radzić sobie z tak zagmatwaną historią. Nie wszyscy autorzy potrafią poradzić sobie ze schematem i na pierwsze plan spada oklepany romans, a trudne tematy są gdzieś tam, jako bezkształtne tło.

Proza pisana przez Panią Katarzynę ma to coś, co lubię. Potrafi z wyczuciem pochylić się nad problemem i przekazać to nam, czytelnikom. Dzięki temu historia nie jest płytka, a zawiera w sobie głębię, przekaz, który zasiewa w nas ziarenko refleksji.

 „Szłam wolno, ostrożnie stawiając stopy na miękkim piasku. Musiałam szczególnie uważać na pety i kapsle od piwa. Zastanawiające, dlaczego ludzie tak nie dbają o porządek wokół siebie. Uważają, że jeden kapsel, jeden niedopałek, zagrzebane w piasku, to nie koniec świata. Jednak nie są osamotnieni w swoich przypuszczeniach — inni myślą tak samo. To dlatego plaże są takie zaśmiecone. Ech, ta natura ludzka.”

Właśnie poprzez poruszane ważne tematy uświadamiamy sobie pewne rzeczy, sprawy, których na co dzień nie analizujemy. No bo po co? Czy zastanawiamy się, że niszczymy przyrodę własną głupotą?  Ilu ludzi oglądając stare drzewa czy inne eksponaty, dotyka, zrywa, zabiera na pamiątkę do domu, nie myśląc, że właśnie niszczy nasze dziedzictwo narodowe.

Historia opisana na łamach tej książki sprawia, że z ogromną przyjemnością zagłębiamy się w zagmatwaną historię, która wciąga niesamowicie. Gwarantuję, że jak zaczniecie czytać, prędko nie skończycie. Weronika ze swoimi przygodami zabierze Was do swojego świata bez pytania o Waszą zgodę. Takie są właśnie książki tej autorki. Mieszanka idealna!
Na takiego rodzaju historie, myślę, że nikt nie zostanie obojętnym. Jest tutaj spora dawka goryczy, smutku, tęsknoty, ale i słodycz pierwszego prawdziwego zauroczenia, fascynacji sobą i miłością. Wszystko to połączone w rewelacyjny sposób, charakterystyczny dla tej autorki. 

Oczami wyobraźni widzę tę serię na ekranach kin. 
Gangsterzy i ich porachunki, brutalność, nienawiść, rasizm i brak tolerancji. Walka o wolność, miłość i niesprawiedliwość. Sensacja aż kipi. Autorka uwielbia manipulować emocjami czytelnika i wychodzi jej to rewelacyjnie. Bawi się nami od pierwszych stron i łaskawie pozwala upaść na końcu, ale to upadek bez happy endu. O nie, ta autorka zawsze zostawia nas z bijącym, ba!,  ze złamanym sercem.

 „Jeśli coś było wczoraj, nie oznacza, że nie może powtórzyć się dziś.”
 „Zagubieni w kłamstwie” to lektura obowiązkowa dla fanów książek z emocjami. Jest tu miłość, ale tak wiele zawirowań ją dzieli, że poruszy niejedno serce. To historia o radzeniu sobie z ranami w psychice i dążeniu do szczęścia. O miłości i wybaczaniu. Będzie smutek, radość, szczęście, szok i zakończenie, które kolejny raz powali na kolana. Czy dane będzie Weronice zaznać szczęścia i spokoju w kolejnej części? Zobaczymy.
Polecam!


sobota, 5 września 2020

„Wszystko będzie dobrze” Ewa Maja Maćkowiak - RECENZJA PATRONACKA



Znacie powieści napisane przez tę autorkę?
To jej trzecia książka, i co mnie bardzo cieszy, wiem, że już następna jest w drodze. Z tego, co się dowiedziałam, to kolejna, trzecia już cześć przygód Rzepkowej. Musicie je przeczytać.


 Akcja książki zaczyna się w momencie, gdy jedna z naszych bohaterek ucieka z domu od męża. Cieszy się wolnością i wierzy, że od teraz będzie już tylko lepiej. Tylko czy to lepiej nadejdzie?

Rok z życia dwóch serdecznych przyjaciółek Honoraty oraz Arlety. Poznały się w domu dziecka i tak ich przyjaźń trwa. Honorata Podbródka z powołania pracuje w ośrodku pomocy społecznej i realizuje się zawodowo. Pracuje również jako wolontariuszka w PCK i tutaj z ogromną przyjemnością pomaga starszej pani Stefanii Wężyk. Gdy poznaje syna kobiety, zyskuje szczęśliwą rodzinę i spełnia swoje marzenia. 
Natomiast Arleta poznaje i poślubia swojego wymarzonego księcia. Jest zakochana, tylko czy kochana?
Po czasie wychodzi na jaw, że miłość była tylko z jej strony. On traktuje ją jak służącą i kogoś, od kogo można tylko wymagać, nie dając w zamian nic. 

To właśnie od niego postanawia uciec w Sylwestra, by Nowy Rok spędzić już na wolności. Bo do tej pory czuła, że zamknięta jest w klatce niczym ptak. Gdy ON odnajduje zapomniany przez Arletę pamiętnik, dowiaduje się wszystkiego i cała ucieczka naszej bohaterki kończy się na tym, że zostaje odwieziona do szpitala nieprzytomna, skatowana przez męża. Jak potoczą się dalsze losy naszych dziewczyn? Czy wszystko będzie dobrze?





Jedna z naszych bohaterek, Honorata, skradła moje serce całkowicie. Uwielbiam tak optymistyczne osoby, które oddają się dla innych, pracując z powołania. Na pewno bym się z nią zaprzyjaźniła. Dla niej pomaganie jest motorem napędowym. Żyje dla innych. Takich ludzi trzeba szanować i cenić, bo to rzadko spotykane osoby. 
Przypadła mi do gustu również kobieta o bardzo oryginalnym imieniu Ewerysta. Właścicielka kawiarni, która jak dla mnie, była dobrą wróżką. Wybranym osobom wróżyła z fusów i częstowała własnej roboty ciastem. Chciałabym spotkać na własnej drodze takie osoby.

„Codzienne małe gesty czynią wielkie wyznania.”
Autorka oddała w nasze ręce pozytywną historię, ale jeżeli zrobimy głębszą analizę tematów tutaj poruszanych, to powiem Wam, że nazbiera się ich trochę. Czyta się ją szybko, ponieważ napisana jest prostym i lekkim stylem, dialogi prowadzone są rewelacyjnie z pewną dawką humoru, dzięki czemu doprowadzają czasami do śmiechu.

 Nie było mi do śmiechu natomiast wtedy, gdy poznawałam najpierw losy cudownej pani Stefanii, która opowiada o swoim życiu, o nieszczęśliwych chwilach młodości, o depresji, potem o problemach zdrowotnych i samotności.
To są problemy, z którymi pewnie spotyka się niejedna osoba, i niejedna znajdzie tutaj siebie. 
Tak samo, jak wiele kobiet odnajdzie się w roli Arlety. Nawet ja odnalazłam w niej cząstkę siebie. Portret psychologiczny naszych bohaterek jest tak rzeczywisty, tak namacalny, że aż boli, gdy zdajemy sobie sprawę, ile takich kobiet przeżywa piekło we własnym domu. 

„Godziny, minuty, sekundy, wieczność. Okno, drzwi, judasz. Okno, drzwi, judasz. Okno, drzwi, judasz. Krążyła jak zaszczute zwierzę. Nie kładła się spać, to kosztowało zbyt wiele. Potem tylko bolała ją głowa. I wstydziła się fryzjerek, mówiła, że to łysienie plackowate.”

Autorka pokazuje nam również miłość do zwierząt. Swoją i ludzi ze schroniska. Wolontariuszy, którzy całą swoją dobroć przekazują w stronę małych, bezbronnych istotek. Każde zwierzę umieszczone w przytułku ma swoją własną historię. Ile z nich znudziło się swoim właścicielom? Ile z nich nagle zaczęło przeszkadzać? Ile z nich zostało pobitych? Czy ludzie nie mają sumienia, dręcząc tych, których tak niedawno jeszcze kochali?

 „Wszystko będzie dobrze” to pełna emocji powieść. Pełna bólu i cierpienia, ale także wiary w lepsze jutro i spełnianie własnych marzeń. Bo marzenia trzeba spełniać, bez nich nie da się żyć. Czasami również trzeba reagować, gdy komuś, nawet obcej osobie, za ścianą dzieje się krzywda. Nie milczmy, nie udawajmy, że nie słyszymy, jak ktoś kogoś katuje. Otwórzmy się na innych!


 „Psychopata stosuje różne formy przemocy, od cielesnej, psychicznej, przez ekonomiczną, po seksualną. A najgorsze jest to, że nieszczęście i ból innych są jego pożywką. Psychopaci się tym karmią, to ich karmi, od tego rosną.”

Warto sięgnąć po tę pozycję, bo po jej przeczytaniu docenimy to, co mamy, co było nam dane lub jest. Zastanowimy się nad tym, co też czai się za rogiem. Dobro, które mamy w sobie, naprawdę podwaja swoją moc, mnożąc się, a zło, które emanuje z nas, zatruwa życie nasze i innych. Może warto zatrzymać się i zastanowić nad własnym zachowaniem? 
Książka ta jest idealną lekturą na koniec lata. Wspaniałe chwile z bohaterkami sprawią, że ciepło rozleje się po naszym wnętrzu, a łzy, które się poleją, ochłodzą budzące się w nas emocje. Teksty znanych piosenek również gwarantują dobrą zabawę.
 Polecam!




piątek, 4 września 2020

„Dom sekretów” Natalia Bieniek - RECENZJA PATRONACKA

 Czytaliście wcześniejszą pozycję autorki?
Jest to „Uśpione marzenia”. Mam ją na półce, ale jeszcze jej nie czytałam. Dopiero mam zamiar.

Zaczynamy czytać i od razu znajdujemy się w starej kamienicy w centrum Łodzi, a dokładniej w mieszkaniu Sabiny Orzechowskiej, u której każdy centymetr pokoju otulony jest białym nalotem. Remont? Sufit się zarwał? Nie. To sąsiad zrobił dziurę w ścianie!
Jakież było zaskoczenie pani Sabiny, która akurat siedziała przy stole i jadła obiad. Nikt nie spodziewał się takiego wydarzenia. Mało tego! Gdy opadł kurz i pył z rozbitych cegieł, oczom lokatorów ukazały się zwłoki. Jak zareagowała na taki widok starsza pani? Czyje to ciało i co ono robiło pomiędzy cegłami? Zostało zamurowane, ale dlaczego? Kto ukrył w ten sposób swoją tajemnicę? 

 „Ta kamienica wszystkich nastrajała nostalgicznie. Najwyraźniej miała jakąś dziwną aurę. Duchy przeszłości nie dawały mieszkańcom spokoju. Wyglądało na to, że jeden z nich nawet się zmaterializował, tuż obok, za ścianą”

Poznajemy również młodą kobietę — Dorotę - absolwentkę wydziału historii na Uniwersytecie Łódzkim. Wprowadziła się akurat na stancję do pokoju u pani Sabiny i była świadkiem tego, co właśnie zaszło. 
Sprawcą całego zamieszania okazał się Filip —   policjant i właściciel odziedziczonego po ciotce mieszkania. Czego szukał pomiędzy cegłami? Skarbu?





Historia Sabiny i Doroty, bo to one są tutaj głównymi bohaterkami, nie licząc mniejszych ról drugoplanowych osób, pochłonęła mnie bez reszty. Najpierw akcja dzieje się tylko w Łodzi, ale potem przenosimy się do czasów II wojny światowej. Dorota wzięła się za sprawę tajemniczego trupa i szuka, kto nim mógł być. Krok po kroku dowiaduje się ciekawych rzeczy. Prywatne śledztwo zaczyna od mieszkańców kamienicy. Co takiego odkryje nasza bohaterka?

 „W tej kamienicy splotły się losy wielu pokoleń ludzi, a większości dawnych mieszkańców już na tym świecie nie ma.”

Jak pewnie wiecie, bardzo lubię książki, w których akcja dzieje się dwutorowo. Różne wymiary czasowe, w tym tło historyczne. To jest właśnie to, co mnie zachwyca i sprawia, że zatracam się w takich historiach. Tajemnice, sekrety, II wojna światowa i związane z tym wszystkim zawiłości ludzkich istnień. Sztuką jest napisać o teraźniejszych losach bohaterów i połączyć to wszystko z przeszłością w taki sposób, by spirala tajemnic powoli ukazywała prostą. Natalii Bieniek się to udało. Nie dość, że idealnie połączyła wątki czasowe, sprawy zbrodni to jeszcze zabrała nas na wycieczkę do starych miejsc w Łodzi. Fajnie byłoby się przejść opisanymi ulicami i zobaczyć czy stara kamienica jeszcze jest, czy istnieje.

Fajne jest również to, że autorka z lekkością opisała nam pozostałych bohaterów, ich portrety psychologiczne nakreśliła z wyczuciem, wręcz idealnie. Z niektórymi postaciami można się zaprzyjaźnić, innych od razu skreślić. Tak, jak to bywa w życiu, prawda? 
Pomiędzy tajemnicami pochodzącymi ze wspomnień, autorka pokazuje nam, jak kiedyś ważna była gospodarka, pole, gdzie hodowało się warzywa. Dzięki nim wiele rodzin przeżyło zawirowania wojenne. Na pewno nie były one takie piękne i zadbane, jak te z marketu, ale na pewno były zdrowe.

„Nikt lepiej niż ona nie rozumiał potęgi niespełnionych marzeń. Bo marzyć może każdy, tylko nie każdy ma dość odwagi, nie każdemu wystarcza siły. Ale marzenia są ważne. Jedynie ludzie, którzy mają chęć je pielęgnować, żyją w pełni. Bez względu na wiek i okoliczności.”

Powieść czyta się fantastycznie, mnie ona porwała intrygą, jaką poznajemy na samym początku. Ciekawość moja została zaspokojona dopiero pod koniec całej historii i to jest fajne, że nic tu nie jest podane na tacy, trzeba szukać i drążyć razem z naszą bohaterką, by dotrzeć do prawdy i rozwiązać wszystkie zagadki.

Natalia Bieniek oddała w nasze ręce książkę, w której opisuje historię swojego rodzinnego miasta, bo właśnie w Łodzi urodziła się i wychowała. Wartka akcja, sympatyczni bohaterowie i świetne dialogi sprawiają, że tę powieść powinien przeczytać każdy. Losy naszych bohaterek oraz dawnych mieszkańców kamienicy pochłoną każdego do tego stopnia, że zapomnicie o całym świecie. 
 Polecam!




czwartek, 3 września 2020

„Odmęt” Łukawski Jacek


Poznajemy dziennikarza Damiana Wolczuka w momencie, gdy wali mu się cały świat. Można powiedzieć, że ma ogromnego pecha. W poszukiwaniu drugiej szansy rusza więc do Krakowa, gdzie planuje zacząć nowe życie. Nie jest mu jednak dane tam dotrzeć.

W środku nocy na rozkopanym odcinku drogi dochodzi do kraksy. Auto Wolczuka zostaje skasowane, sprawca zamieszania ucieka, a on sam udaje się do pobliskich Chęcin, gdzie czeka go nocleg w miejscowym ośrodku leczenia uzależnień.

Z czasem Damian Wolczuk dowiaduje się, że w miasteczku grasuje morderca, a do tego miejscowi przekazują sobie szeptem legendy o czającym się w okolicy złu. Giną kolejni ludzie i Wolczuk decyduje się przeprowadzić własne śledztwo, pod nosem policji i ekscentrycznego prokuratora, Arkadiusza Painera.
Wieść niesie, że w tym niepozornym miasteczku każdy ma swoje tajemnice, a zło miesza ludziom w głowach.





Jak wiadomo po każdej burzy wychodzi słońce, tak też dzieje się u naszego bohatera. Najlepiej odciąć kreską pechowy czas i zacząć wszystko od nowa. Tylko pamiętajmy, że to kryminał. Czyli musi być denat. Gdy okazuje się, że w okolicy grasuje seryjny morderca, Damian bierze się za prywatne śledztwo. Gdzieś obok śledztwo prowadzi też policja i prokurator. Kto komu będzie wchodził w drogę? Mieszkańcy będą pomagać czy wręcz przeciwnie, zapanuje zmowa milczenia? 

Całość jest dość wartka i dzieje się nawet sporo.
Oczywiście głównym tematem jest rozwiązanie zagadki zabójstw, a tych się tutaj sporo nazbierało. Co za tym idzie mamy wiele postaci i ich portrety psychologiczne. 
Czasami tych opisów było za dużo, za duża ilość detali, które i tak nic nie wnosiły do historii, a tylko niepotrzebnie nabijały strony. Mnie to nie przeszkadzało, ale wiem, że będą osoby, którym to się nie spodoba. Wystarczy przymknąć oko i czytać dalej. 

Spodobała mi się natomiast miejscowa legenda o opętanym przez diabła mnichu, który mordował ludzi z zimną krwią. Czyżby teraz jego duch wrócił i kolejny raz mordował? Czy jego następca?  Śledztwo prowadzone jest wyśmienicie i z przyjemnością szłam razem z Damianem krok po kroku, wyszukując powiązania z morderstwami. 
Czy rozwiązał zagadkę? Udało mu się?
Polecam!





środa, 2 września 2020

„Adela. Krok w przeszłość” Aneta Krasińska


Znacie powieści tej autorki? Ja do tej pory przeczytałam wszystkie przez nią napisane i ciągle mi mało.
Są to książki dla każdej kobiety, która lubi emocjonalne i życiowe historie. 

Poznajemy naszą bohaterkę w momencie, gdy spełnia się jej marzenie i zostaje matką. Leży z synkiem Pawełkiem świeżo po porodzie, a obok niej jest mąż i jego matka.

Zaraz po tym robimy krok do przeszłości i cofamy się o 27 lat. Adela jest nastolatką i spędza Sylwestra z przyjaciółkami. Rodzice mieli ją odebrać kolejnego dnia, ale niestety, nie doczekała się ich. 
Jak się okazało, zginęli w wypadku samochodowym. Życie naszej bohaterki wywraca się do góry nogami. 
Była ukochaną córeczką tatusia, oczkiem w głowie mamy, a wystarczyła chwila i została tego wszystkiego pozbawiona. Zmuszona zostaje żyć, przetrwać w nieprzyjaznym świecie dorosłych. Trafia do domu dziecka i tutaj los nie szczędzi jej rozczarowań. Jedni ją zawodzą, inni podają pomocną dłoń. 
Ma marzenia i stara się je realizować. Czy uda jej się? Czy będzie potrafiła jeszcze komuś zaufać? Zwłaszcza ciotce, która zawiodła ją najbardziej.





Większość z nas rośnie i wychowuje się w normalnym domu, pośród kochającej się rodziny, ale nie każdy ma tyle szczęścia. Najgorzej chyba mają dzieci, które te rodziny tracą z dnia na dzień. Ciężko im zrozumieć fakt, że zostały same, bez opieki rodziców. Że to, co miały straciły bezpowrotnie. Czy łatwo takim osobom za klimatyzować się w grupie innych nastolatków, zbuntowanych i złośliwych? W domach dziecka życie wygląda całkowicie inaczej. Autorka pokazuje nam trochę takiego życia. Tutaj nawet jak ktoś chce się dalej uczyć, nie ma szans, musi zdobyć zawód i radzić sobie samemu. Trochę to smutne, ale niestety prawdziwe. W sierocińcu nikogo nie traktuje się indywidualnie. Dzieci są własnością utrzymującego je państwa, zapewniają jedynie minimum niezbędne do przetrwania i uważają, że zrobili wszystko, co było w ich mocy.
Nasza bohaterka pomimo rozczarowań odważnie brnie przed siebie i za to ją bardzo polubiłam. Nie poddaje się, walczy i zdobywa to, na czym jej zależy. 

Gdy wracamy do teraźniejszych czasów, poznajemy Adelę już jako matkę i żonę. Jest szczęśliwa i spełniona. Czy znalazła swoją przystań? Czy los spłata jej kolejnego psikusa? 

Autorka pisze swoje powieści lekkim stylem, a plastyczne opisy pomagają nam przenieść się do wspomnień bohaterki, jak i jej życia. Razem z Adelą cierpimy w samotności, płaczemy i śmiejemy się. 
Po przeczytaniu tej części naszły mnie pewne dylematy. Najprościej zamknąć się w czterech ścianach i udawać, że wkoło nie dzieją się żadne krzywdy czy ludzkie dramaty. Czy zdajemy sobie sprawę z nieszczęść takich dzieci? Czy my sami nie skazujemy ich na gorszy los, bo są z bidula? Czy one są gorsze od nas? W czym?
To właśnie my powinniśmy wyciągnąć do nich pomocną dłoń i ofiarować wsparcie, za to, co musieli wcześniej przeżyć. 

 Każde z dzieci w bidulu nosiło w sobie przygnębiającą historię, szybko się o tym przekonała.

„Adela. Krok w przeszłość” to pełna emocji i wzruszeń opowieść dziewczyny takiej jak my. Śmierć najbliższych to trudne przeżycie, zwłaszcza w młodym wieku. Do tego poczucie odrzucenia i ogłuszająca samotność sprawiają, że po naszym policzku może popłynąć niejedna łza. 
Polecam.