środa, 29 kwietnia 2020
Pora na jasnotę białą.
Jasnota biała bardzo często jest mylona z pokrzywą. Na pierwszy rzut oka faktycznie ciężko jest je odróżnić, ale wystarczy ją dotknąć. W maju, gdy zakwita na biało, nie ma mowy o pomyłce.
Kiedyś mówiono o jasnocie, że jest martwą pokrzywą, słyszałam też nazwę głucha pokrzywa. Ciekawe, prawda?
Jeśli nie mamy jeszcze pewności, wystarczy rozetrzeć w palcach listek, jasnota wydziela niezbyt przyjemny aromat.
Nasza bohaterka posta wygląda jak pokrzywa i zbytnio nie różni się w kwestii wartości odżywczych. Od wieków była ceniona przez zielarki i położne, ponieważ jest to „przyjaciółka kobiet”.
Picie naparu z tego ziela działa oczyszczająco, odtruwająco, bardzo sprawnie również usuwa szkodliwe produkty przemiany materii. Ponadto ma działania antybakteryjnie oraz przeciwzapalnie.
Jasnota jest idealna na wszelkie dolegliwości kobiece, upławy, nieregularne i bolesne miesiączki.
Efekty również przynoszą kuracje oczyszczające krew.
Może macie ochotę na herbatę, która odtruwa organizm, oczyszcza, odmładza, a nawet dodaje energii?
Potrzebne nam będą w równych proporcjach: jasnota, pokrzywa, fiołek polny, listki brzozy oraz kwiat bzu czarnego.
Brakuje nam tylko kwiatu bzu, wszystko do tej pory zbieraliście, prawda? Jeśli ktoś się zapomniał, wszystko jeszcze można nadrobić. Wystarczy wyjść na pola, łąki i zaangażować się w poszukiwanie odpowiednich ziół.
Łyżeczkę takiej mieszanki zalewamy szklanką wrzątku i parzymy przez 15 minut pod przykryciem. Pijemy 3 razy dziennie przez tydzień.
Jeśli męczy nas uporczywy kaszel warto wspomóc się naparem. Łyżkę ziela zalać szklanką wrzątku i zaparzyć 15 minut pod przykryciem. Pić 3-4 szklanki naparu dziennie, można dosłodzić miodem. Związki śluzowe i saponiny zawarte w jasnocie oczyszczają oskrzela. Łagodzą uporczywy kaszel, działają powlekająco na podrażnione błony śluzowe.
Można również podawać dzieciom.
Gdy dopadły nas infekcje intymne...
4 łyżki ziela parzymy 10 minut w litrze wrzątku.
Robimy 10-15 minutowe nasiadówki.
Pomaga przy upławach, świądzie, infekcjach.
Do wywaru można dodać korę dębu, krwawnik, rumianek albo szałwię.
A może ktoś chciałby zrobić rewelacyjny płyn do higieny intymnej? Bardzo prosto i łatwo, bez żadnych chemicznych dodatków!
Potrzebujemy w równych proporcjach: kwiat jasnoty białej, koniczyny, lawendy oraz nagietka.
2 łyżki ziół zalać szklanką wody i doprowadzić do wrzenia. Zostawić pod przykryciem do ostygnięcia. Przecedzić i przechowywać w lodówce do tygodnia.
Mieszanka ziół działa przeciwzapalnie i łagodzi wszelkie podrażnienia.
Polecam również przemywanie twarzy naparem z jasnoty, pomaga on przy trądziku, wszelkiego rodzaju wysypkach, egzemach. Łagodzi wszelkie zmiany skórne.
A waciki nasączone naparem, położone na powieki, usuwają opuchliznę.
Mam nadzieję, że zachęciłam Was do zbierania jasnoty białej. A ze względu na duży potencjał zastosowań, powinna znaleźć się w każdej domowej apteczce.
wtorek, 28 kwietnia 2020
„Kratki się pani odbiły” Jacek Galiński
Nic nie jest Zofii straszne, nawet więzienie!
Pokochałam tę starszą panią, charyzmatyczną emerytkę o niesamowitym poczuciu humoru.
Po raz trzeci pokazuje nam swoje przygody. Fajnie jest o niej czytać, ale spotkać taką osobę na własnej ścieżce życia? O nie! Podziękuję.
Nasza bohaterka okazała się być matką bossa mafii. Oczywiście nie zdawała sobie sprawy z tego, w co wplątany jest jej syn, odkryła to w drugiej części jej przygód.
Pani Zofia to biedna emerytka, której czepiają się kłopoty. W poprzedniej części przyczyniła się do śmierci pewnego mężczyzny z kamienicy, w której mieszka i musiała zostać zatrzymana. Znany nam już policjant Borewicz zabiera panią Zofię do aresztu. To, co dzieje się po przekroczeniu aresztu przez naszą bohaterkę, doprowadza do lawiny łez ze śmiechu. Potem też nie jest lepiej. Trafiając do celi, potrafiła się tak ustawić, że miała ciepło, trzy posiłki dziennie i traktowała to jak pobyt na wczasach. Wszystko za darmo! Za nic nie trzeba płacić, a przecież nasza emerytka nie ma za dużo pieniędzy i ciągle jest głodna. Tu ma dobrze. Czy zostanie w celi na dłużej, czy jednak zostanie oczyszczona z zarzutów?
W czasach, jakie nastały, potrzebne są nam takie książki, gdzie humor pozwala zapomnieć o tym, co jest za oknem, lub co nas czeka w niedalekiej przyszłości. Zofia potrafi narobić takiego zamieszania, że byle jaka sprawa rozrasta się do kataklizmu. To trzeba mieć talent. Nasza bohaterka zdecydowanie go ma. Jej przygody w areszcie doprowadzają do takiego śmiechu, że można zwrócić uwagę na siebie, czytając książkę poza domem.
Jest lekka, idealna na ten czas. Autor posługuje się prostym stylem, który powoduje, że płynie się przez historię Zofii. Jedyne przystanki, jakie nas spotkają to te, by sięgnąć po chusteczki, bo łzy polecą z oczu.
Gwarantuję Wam rewelacyjną zabawę.
Cała seria przygód szalonej emerytki Zofii jest godna polecenia.
piątek, 24 kwietnia 2020
„Wioska kłamców” Hanna Greń
Jestem ciekawa, jak wiele osób zna powieści pisane przez Hannę Greń. Ja swego czasu czytałam wszystkie jej książki po kolei i byłam jej ogromną fanką. Potem czytałam takie książki, jakie dostawałam do recenzji, a na te poza brakło mi już czasu. Po tym, jak nawiązałam współpracę z wydawnictwem Czwarta strona kryminału i mam zaszczyt recenzować książki Hani, moje serce raduje się ogromnie.
Uwielbiam jej styl pisania, a Wy?
Poznajemy byłą policjantkę Dionizę Remańską, która ma za sobą nieudane małżeństwo. Szukając nowej pracy, pewna myśl nie daje jej spokoju. Dwa lata temu jej ojciec - komendant policji - został zamordowany. Niby winni tej zbrodni zostali skazani, lecz Dioniza czuje, że coś jest nie tak, jak powinno być. Coś jej nie pasuje. Nie wierzy w ich winę i na własną rękę postanawia odszukać prawdziwego zabójcę. Jedzie do wioski, w której mieszkają rodziny skazanych i zaczyna prywatne śledztwo. Strzygom, wioska, w której wszystko jest owiane tajemnicą i złą legendą. Jest to mała wioska, gdzie wszyscy milczą, tworząc zamkniętą społeczność. Kłamstwa i intrygi słynne są poza teren wioski, mówi się, że to wioska kłamców, bo nigdy nie wiadomo, czy ktoś mówi prawdę, czy tylko zmyśla na potrzeby chwili. Śledztwo trwa, a jego wyniki okazują się zaskakujące. Czy nasza bohaterka dojdzie do prawdy ? Czy uda jej się znaleźć prawdziwego zabójcę?
Styl pisania Hanny Greń jest prosty, z odrobiną humoru, przez co czyta się przyjemnie i lekko. Krok po kroku razem z bohaterką odkrywamy karty śledztwa i poznajemy mieszkańców mrocznej wioski. Życie każdego z ich jest pełne tajemnic i pełne kłamstw. Wydaje się nam, że sprawa nie będzie rozwiązana, że stanęła w martwym punkcie, a sprawa śmierci komendanta jednak zostanie w tym miejscu, w którym była. Nie ma świadków, nie ma winnych.
Czy Dioniza zniechęci się do ludzi jej nieprzychylnych? A może autorka zabawi się nami i nią w taki sposób, że rozwiązanie okaże się banalne? Może nie szukamy tam, gdzie powinniśmy?
Cała historia śledztwa nie jest zbyt długa czy rozbudowana. Od samego początku uczestniczymy w śledztwie i w kolejnych rozdziałach widzimy, jak powoli się rozwija. Bohaterów nie ma zbyt wielu, więc możemy każdemu bliżej się przyjrzeć. Zaglądamy więc w ich prywatne życie i poznajemy obawy i lęki. Każdy na swój sposób jest wyjątkowy. Prowadzą nas w śledztwie w taki sposób, że nie sposób domyślić się prawdy i zakończenia.
Czy autorka pisze tak, jak to zapamiętałam? Oczywiście.
Dostałam świetne dialogi, nieśpieszną akcję śledztwa, lecz z ciekawostkami i legendami, wyważone poczucie humoru i intrygi, które sprawiały, że nie można było oderwać się od powieści.
„Wioska kłamców” to pierwsza część przygód naszej bohaterki. Dioniza jest silną kobietą z dość dużym bagażem doświadczeń oraz świetną policjantką z rewelacyjnym tokiem myślenia. Jeśli lubicie lekkie kryminały z wątkiem obyczajowym, gdzie pełno kłamstw i intryg powodujących, że to, co oczywiste wydaje się zagmatwane, to powinniście ją przeczytać.
Polecam!
poniedziałek, 20 kwietnia 2020
„Gruzowisko” Aleksandra Katarzyna Maludy
Czekałam na tę powieść od momentu zapowiedzi. Nie wiem czemu, ale zaczarowała mnie sama okładka, do tego opis książki zaintrygował, więc musiała zostać przeze mnie przeczytana. Jakie są moje wrażenia?
Autorka tym razem zabiera nas do Warszawy w roku 1945, kiedy miasto leży w gruzach, a ludzie szukają swoich rodzin.
Poznajemy Ewę Lerską, która przeżywa katusze, czekając aż odzyska swoją malutką córeczkę. Ktoś jej to obiecał, lecz co musi zrobić, by obietnica została spełniona? Do jakich czynów będzie musiała się dopuścić, by jej trud został wynagrodzony?
Ewa podczas schyłki w Kazachstanie, nie mogąc patrzeć, jak jej dziecko umiera z głodu i zimna, oddaje je pod opiekę innym ludziom, obiecując, że zaraz po zakończeniu wojny wróci po nią. Nasza bohaterka poświęca całe swoje życie, by swoją małą córeczkę tulić w ramionach. Czy będzie jej to dane?
Poznajemy również Leona Zarzecznego, który właśnie wrócił do Warszawy. Zamiast wielkiego miasta widzi jedno wielkie gruzowisko. Dla nich obojga koniec wojny nie wiąże się z rozpoczęciem nowego życia. On - dręczony przez wspomnienia z Powstania Warszawskiego, ona zadręcza się tym, co musiała zrobić w Kazachstanie oraz tym, co robi ludziom, bliskim znajomym, by odzyskać swój największy skarb.
Jak potoczą się ich losy w zrujnowanej Warszawie? Czy uda się Ewie wyrwać własne dziecko z radzieckiego sierocińca?
Jestem przekonana, że tytuł tej książki odnosi się nie tylko do zrujnowanej Warszawy, do zgliszczy i gruzowiska, jakie zostały po wojnie, lecz również chodzi o to, co znajduje się wewnątrz bohaterów. Ich życie to również wielkie gruzowisko, które próbują ogarnąć. Historia ich życia, tak jak i Warszawa, pomału będzie się odgruzowywać i tworzyć nową, lepszą przyszłość.
Czy naszych bohaterów połączy miłość, a rozdzieli historia? Czy będą potrafili zapomnieć o tym, co było?
Okładka od samego początku mnie intrygowała, kusiła, obiecując dobrą lekturę. Biorąc ją do ręki, oczekiwałam wielkich emocji, gdyż historia powojenna zawsze działała na moją wrażliwość. Oczekiwałam wzruszenia, łez, bólu, straty oraz niesamowitej historii, która mną zawładnie. I tak właśnie się stało. Odpłynęłam, zatraciłam się w bólu matki po stracie córki i wspólnie z nią walczyłam, wspierałam ją i dopingowałam. Miłość matki do dziecka jest jedną z najpiękniejszych miłości. Jest nierozerwalna.
Uwielbiam, gdy losy bohaterów pokazane są na tle rzeczywistych wydarzeń, gdzie widzimy, jak historia wpływa na ich losy, zmusza nieraz do heroicznych czynów. Gdy jesteśmy świadkami ludzkich dramatów, rozdarcia wewnętrznego czy podejmowania decyzji bardzo często całkowicie wbrew sobie i własnym przekonaniom.
„Gruzowisko” to przepiękna i poruszająca opowieść o miłości, o trudnych wyborach oraz o wspomnieniach, które dręczą serce.
Dla mnie jest to literacki rarytas!
środa, 15 kwietnia 2020
„Zadra” Robert Małecki
Im głębiej i dokładniej Gross będzie szukał, z tym większym trudem przyjdzie mu przedzierać się przez gąszcz traumatycznych wspomnień skłóconych ze sobą członków rodzin dwojga zaginionych. Prawda o tamtych zdarzeniach okaże się wstrząsająca.
W międzyczasie poznajemy osobiste życie pana Grossa, w którym nie jest szczęśliwy. Ma żonę, która leży w śpiączce od 10 lat. Obwinia się za to, w jakim jest stanie oraz za to, że nie zapobiegł jej wypadkowi, a syn wybrał najgorszy wariant i całkowicie urwał wszelkie kontakty z ojcem.
Jest to już trzeci tom o komisarzu Grossie, który pochłania czytelnika swoją duszną atmosferą. Makabryczna zbrodnia i jej kolejne poszlaki doprowadzają czytelnika do śmierci głodowej. Nie dość, że nie można oderwać się od fabuły, to jeszcze opisy zbrodni i śladów, jakie znajdują podczas dochodzenia, nie pozwalają, by cokolwiek zalegało w żołądku. Opisy są tak realistyczne, że czasami mdli, ale uważam to za plus dla autora. Bo trzeba mieć olbrzymi talent, by ubrać to w słowa w taki sposób, że czytając słychać muchy latające nad głową czy też czuć smród gnijącego ciała.
Razem z komisarzem i jego ekipą przyglądamy się śledczym, rozplątujemy pajęczynę kłamstw i intryg, co sprawia, że momentami emocje sięgają zenitu. Pan Gross z uporem maniaka drąży zawiłości śledcze i udowadnia, że szczątki, które zostały niedawno odkryte, mają coś wspólnego ze śmiercią studentów sprzed lat. Ciężko mu było wyciągnąć prawdę na wierzch, ponieważ ludzie nie chcieli mówić o tym, co było, lub zasłaniali się niepamięcią. Cała akcja sprawy morderstwa rozwija się wolno, razem z komisarzem posuwamy się krok za krokiem i w swoim tempie rozwiązujemy zagadkę śmierci.
Podziwiałam kunszt rozumowania komisarza i jego sprawne wyszukiwanie kolejnych poszlak sprawy. To, co się okazało na końcu, zadziwi każdego czytelnika, gdyż zakończenie nie jest przewidywalne.
„Zadra”, jak i pozostałe powieści tego autora, to mistrzostwo tego gatunku. Mnogość wątków z czasem idealnie się łączy, a każdy kolejny etap śledztwa jest rewelacyjnie przemyślany. Czytanie o przygodach komisarza Grossa to literacka uczta dla czytelnika. Jest tutaj wszytko to, co można znaleźć w dobrych kryminałach.
Polecam!
wtorek, 14 kwietnia 2020
„Walcząc z przeszłością” Małgorzata Brodzik - RECENZJA PATRONACKA
Jak napisała autorka, dzieciństwo to najważniejszy okres w życiu każdego człowieka. To prawda.
Przeżycia z dzieciństwa zostają w nas już na zawsze. Najbardziej chyba zostają te złe. To, co nas zabolało, zostaje wyryte w sercu i nic nie jest w stanie tego zmazać.
Poznajemy naszą główną bohaterkę, gdy dręczą ją koszmary przeżyte w dzieciństwie. Zaczyna wspominać, a my poznajemy jej przeszłość.
Emma miała bardzo trudne dzieciństwo. Mieszkała z matką i ojcem alkoholikiem, który nie pracował, za to awanturował się o pieniądze, które miała jej mama. Gdy kobieta nie chciała mu dać drobnych, bił ją, wyzywał i znęcał się psychicznie.
„Inne dzieci marzyły o nowych gadżetach, a ja jedynie o normalnej rodzinie.”
Czytając historię dziewczynki, zastanawiałam się, ile takich rodzin żyje za zamkniętymi drzwiami? Ile rodzin codziennie przeżywa ból i poniżanie przez ojca i męża?
Jakim trzeba być człowiekiem, by traktować swoją rodzinę jak śmieci lub jak worek treningowy? Przeraża mnie wizja, gdy ojciec rzuca się na małe dziecko z nożem, goniąc je po pokoju, a potem śmiejąc się jak z dobrego żartu. Takie wydarzenia zostają w psychice na długo, kalecząc człowieka. Choroba alkoholowa rodzica staje się lekcją na całe życie i przyspieszonym kursem dorastania. Emma nie rozumiała zachowania swojej matki, która nie potrafiła odejść od alkoholika i nie zmusiła go do leczenia odwykowego. Z powodu współuzależnienia trwała przy alkoholiku, wzmacniając nieświadomie jego nałóg. Alkoholizm jednego członka rodziny degraduje życie reszty.
Małgorzata Brodzik zaserwowała nam historię, która rozerwie serce czytelnika. Opowiada o bólu, rozpaczy, przemocy oraz bezradności. Opowiada również o miłości matki do dziecka, ale też o żalu, jaki znajduje się w sercu dziecka względem matki. Nasza bohaterka nie rozumie, dlaczego jej mama nie chce, czy też nie może odejść od ojca.
Nosi w sobie żal i poczucie krzywdy, że ta, choć nie piła, nie zrobiła niczego, by przerwać rodzinny koszmar.
„To ona mogła zafundować nam wolność. Tylko od niej zależało, czy uwolniony się od tego tyrana.”
Nasza bohaterka w dorosłym życiu nie radzi sobie z emocjami, a trauma z dzieciństwa cały czas ją prześladuje. Bezustannie towarzyszą jej myśli o przykrej przeszłości, o pijackich awanturach ojca i zapłakanej matce.
To zrozumiałe, bo jako dziecko żyjące pod jednym dachem z osobą uzależnioną od alkoholu, musiała w dzieciństwie szybko dorosnąć, ale w środku nadal pozostała dzieckiem. Potrzebowała opieki, a musiała opiekować się zmaltretowaną matką. Gdzie w tym wszystkim czas na beztroskie dzieciństwo? Na radosny śmiech i spełnianie drobnych marzeń?
Alkoholizm w rodzinie wywiera ogromny wpływ na życie. Po takich wydarzeniach potrzebna jest pomoc specjalisty, nikt nie poradzi sobie sam.
Autorka oddała w nasze ręce wstrząsający debiut. Ja musiałam sobie historię Emmy dawkować. Bolało mnie serce, przeżywałam bardzo historię dziewczyny. Może i moje wspomnienia przeplatały się z jej losami? Współczułam jej, jednocześnie czując pogardę do jej ojca, który nie powinien szczycić się tą nazwą, bo ojcem może być każdy, ale trzeba być kimś wyjątkowym, żeby zostać tatą!
„Walcząc z przeszłością” to bardzo ważna książka ze względu na poruszane tematy. Napisana jest prostym językiem z perspektywy dziecka. Skłoni nas do refleksji i do zastanowienia się nad tym, co mamy obok. Po tej lekturze, każdy czytelnik spojrzy inaczej na swoje życie.
Jeżeli Małgorzata Brodzik napisała tak pierwszą książkę, to pozostałe biorę w ciemno.
Polecam!
poniedziałek, 13 kwietnia 2020
Kwietniowa herbata
Dzisiaj lany poniedziałek.
Poszłam na spacer z psem, mając nadzieję, że ktoś mnie pochlapie wodą, no bo przecież taki zwyczaj, taka nasza tradycja. Wiem, wiem, oblewa się tylko panienki, ale cóż, pomarzyć przecież można, prawda?
Pamiętam bardzo dokładnie, jak to było, gdy byłam nastolatką, jak nie nadążałam się przebierać, tak chłopcy oblewali dziewczyny. Na podwórku była pompa i wtedy z wiader wylewała się lodowata woda.
A teraz? Szkoda, że uciekamy od korzeni i tego fajnego zwyczaju.
Będąc na wspomnianym spacerze, nazbierałam różnych składników na pyszną, wiosenną herbatkę.
Poznajecie, co znajduje się na zdjęciu?
Wczoraj zamiast pokrzywy miałam młode liście truskawki. Smak podobny, delikatny i wiosenny.
Kwiaty forsycji (to te żółte) - zawierają bardzo duże ilości rutyny, która poprawia szczelność naczyń krwionośnych. Napary ze świeżych kwiatów działają przeciwzapalnie, przeciwalergicznie oraz rozkurczowo. W kwiatach forsycji występuje również witamina C.
Pokrzywa - najlepsza taka młoda, świeża. Ziele to jest przebogatym źródłem witamin C, K, witamin z grupy B, składników mineralnych, w tym przede wszystkim wapnia, potasu, żelaza, fosforu i magnezu. Zawiera sporo błonnika. Dzięki obecnym w niej składnikom pokrzywa działa wzmacniająco i odmładzająco na nasz organizm. Przepłukuje nerki i ma działanie przeciwzapalne. Doskonale wpływa na kondycję włosów i paznokci. Pomaga wszystkim, którzy cierpią z powodu obrzęków i zatrzymywania wody w organizmie.
Pączki brzozy - działają moczopędnie, napotnie, przeciwobrzękowo, przeciwzapalnie, przeciwreumatycznie, odtruwająco, odkażająco, oczyszczająco na drogi moczowe.
Polecam również miód z pączkami brzozy.
Bierzemy szklankę miodu, dodajemy pół szklanki podsuszonych, zmielonych pączków brzozy oraz ¼ szklanki alkoholu (40%) i wszystko dokładnie mieszamy. Przyjmujemy po łyżce rano i wieczorem. Miodzik działa odkażająco, odtruwająco i wzmacniająco.
No i w mojej dzisiejszej herbacie znalazł się jeszcze kwiat mniszka lekarskiego.
Wasze babcie też zbierały te żółte kwiaty, aby przygotować z nich napar lub miód? Mniszek pospolity nie bez powodu nosi nazwę lekarski. Wspomaga on pracę nerek i układu trawiennego.
piątek, 10 kwietnia 2020
„Zbrodnia na blokowisku” Aleksandra Rumin
Czytaliście poprzednie książki napisane przez Aleksandrę Rumin?
Kolejny raz przekonać się możemy o tym, że autorka posiada ogromny dystans do świata oraz wspaniałe poczucie humoru.
Tak jak w poprzednich historiach, przy rozwiązywaniu zagadki kryminalnej dostajemy również mnóstwo świetnej zabawy.
Uwielbiam komedie kryminalne!
Poznajemy skompromitowanego dziennikarza Piotra, który wraca do korzeni i podejmuje prace w lokalnej gazecie. „Bielańczyk" - taką nazwę posiada gazeta, do której nasz bohater wrócił i gdzie ma za zadanie tropić dzielnicowe sensacje.
Pewnego razy, gdy mieszkańcy okolicznych bloków siedzą przed telewizorami, oglądając mecz, na mostku nad Potokiem Bielańskim dochodzi do morderstwa. Brak świadków, brak motywu, brak dowodów przestępstwa. Czy aby na pewno?
Gdy pod drzwi redakcji zostaje podrzucony anonimowy list, Piotr zastanawia się, czy wyjdzie na jaw jego przeszłość;
na kartce papieru napisane zostały tylko trzy słowa - „Wiem, co zrobiłeś”.
Tak jak w poprzednich książkach tej autorki humor jest absurdalny, a sytuacje wręcz groteskowe.
Nigdy nie mieszkałam w Warszawie i nie wiem, czy bym chciała tam mieszkać. Ci, co mieszkają na Bielanach, poczują się prawie jak w domu, ponieważ na każdej stronie można czytać wspaniałe opisy tych miejsc.
Wiecie, dlaczego na okładce przed blokiem znajduje się dzik? To postać drugoplanowa. Dzik Chrumczysław bardzo często jest obecny w historii, którą czytamy. Poznajemy również małą dziewczynkę, która potrafi wymuszać haracze, emerytowanych starszych ludzi, którzy są postrachem okolicy oraz babcię głównego bohatera, która zaczytuje się w literaturze erotycznej. Cała paleta barwnych bohaterów zadziwia.
Zastanawiałam się nad faktem, że w każdej powieści autorki gdzieś w tle znajdują się zwierzęta. Był kot, były owce, a teraz dzik.
Jeśli macie ochotę oderwać się od szarej rzeczywistości, rozwiązać ciekawą zagadkę kryminalną, pośmiać się z absurdalnego wręcz humoru opisującego nasze społeczeństwo, to sięgnijcie po tę powieść. Autorka w rewelacyjny, ironiczny sposób poprzez swoich bohaterów pokazuje nam zachowania nie zawsze dobre.
„Zbrodnia na blokowisku” dzieje się na osiedlu, wśród ich mieszkańców, który są mało społeczni. Po głowach oberwie się dziennikarzom z brukowców i celebrytom. Zauważalne jest to, że autorka bardzo dobrze orientuje się w światku celebrytów, gdzie tworzy się sztuczny szum i wyszukuje sensacji. Jest wyśmienitą obserwatorką i w rewelacyjny sposób potrafi nam to przekazać.
Polecam!!
NIE REZYGNUJ Z MARZEŃ - zajączkowa promocja!
Za parę dni Wielkanoc.
Przygotowania do świąt w pełni. Macie drobne upominki dla bliskich od zajączka?
To taki miły gest ze strony bliskich w tym trudnym dla wszystkich czasie. Przecież sprawianie niespodzianek jest takie miłe.
Wiecie skąd wziął się zajączek wielkanocny?
Dlaczego na kartkach, obrazkach i strojach świątecznych jest on widoczny? Dlaczego konkuruje z kurczakiem czy barankiem?
Zając został odnaleziony już w mitologii. Jego symbolika oznacza zwierzę bardzo płodne. Jego płodność powiązano z obfitością i pomnażaniem dóbr, co znajdowało wyraz w rytuałach mających zapewnić urodzaj.
Skojarzenie zająca z Wielkanocą sięga kilka wieków wstecz, kiedy to pojawiły się obrazki przedstawiające to zwierzątko w sąsiedztwie jajek wielkanocnych.
Podoba się Wam taki zwyczaj, że po śniadaniu wielkanocnym domownicy udają się na poszukiwanie ukrytych prezentów? Mnie bardzo!
Zainteresowanie tematem z roku na rok coraz bardziej rośnie. Zwykle zajączek przychodzi ze słodyczami i drobnymi upominkami. A gdyby tak pójść o krok dalej i zamiast przedmiotów, o których szybko się zapomni, podarować wrażenia jako prezenty na Wielkanoc?
A co Wy na to, że firma Prezent marzeń daje specjalnie na tę okazję rewelacyjny rabat, bo aż do -40%
Kliknij i przekonaj się → PROMOCJA !
Na stronie jest tyle propozycji, tyle możliwości, że naprawdę jest w czym wybierać!
Wybierasz, kupujesz i drukujesz, voucher prezentowy to ozdobna grafika. Swój prezent otrzymasz o każdej porze dnia i nocy.
Można również zamówić voucher przygotowany na utwardzonym papierze, zawierający opis prezentu, miejsce na życzenia oraz numer rezerwacyjny uprawniający do realizacji przeżycia. Elegancki voucher prezentowy w tradycyjnej formie jest wysyłany po złożeniu i opłaceniu zamówienia na adres klienta lub osoby obdarowanej. Do tego cudowne metalowe pudełeczko!
Polecam!!
Pamiętajcie, że prezent można oferować teraz, a zrealizować w ciągu 500 dni!
poniedziałek, 6 kwietnia 2020
„Usłane różami” Katarzyna Mak RECENZJA PATRONACKA
Sięgając po książkę tej autorki byłam bardzo ciekawa, ponieważ to moje pierwsze spotkanie z jej twórczością. Byłam ciekawa jak pisze Katarzyna, ona natomiast wyczekiwała moich wrażeń. Jakie one były?
Poznajemy Tinę, która bardzo wcześnie musiała dorosnąć. Najpierw została porzucona przez matkę, która nie interesowała się własnym dzieckiem, lecz podążyła za własnym szczęściem. Gdy dorasta do siedemnastu lat, musi opiekować się własnym ojcem, który poświęcił dla niej swoje życie. Po jego śmierci dziewczyna zaczyna zmagać się z przeciwnościami losu. Zmuszona została do podejmowania trudnych decyzji, a mało która nastolatka w jej wieku poradziłaby sobie z nimi.
Po namowie jej przyjaciółki Uliany, która jest kobietą do towarzystwa, podjęła pracę w restauracji. Tutaj zaczynają tworzyć się kolejne kłopoty. Musi podejmować trudne decyzje, które okazują się nie do końca przemyślane, zapija rozpacz alkoholem.
Pod wpływem zbyt dużej ilości procentów w organizmie postanawia iść na łatwiznę i zarabiać dużą kasę, będąc taka, jak jej przyjaciółka.
Idą do nocnego klubu, mając nadzieję, że poznają tam przystojnych i nadzianych facetów. Na drodze naszej bohaterki staje Kajetan — bogaty przedsiębiorca, który jest świeżo po rozwodzie. Na co dzień rozważny i pewny siebie biznesmen, w klubie wyrafinowany kochanek, który słono płaci za zaspokojenie swoich żądzy.
Jedno przypadkowe spotkanie i ich świat zmienia się. Życie tej dwójki zaczyna nagle pędzić w kierunku, jakiego się nie spodziewali. Czy Tina żałowała tego, że pod wpływem alkoholu poszła do nocnego klubu i została odebrana jako prostytutka? Czy nie przeszła w swoim życiu zbyt wiele zawirowań, by jeszcze zabawiać się z bogatym facetem? Są tak różni od siebie. Czy z tego spotkania, z tej nocy, która ich połączyła, będzie coś więcej? Czy zaufają sobie? Oboje po przejściach i z bolesną przeszłością.
Historia tej pary jest bardzo burzliwa, pełna niedomówień. Oboje nie potrafią normalnie ze sobą rozmawiać, ale gdzieś tam kiełkuje między nimi uczucie. Burzliwy związek, który był niechciany, nieoczekiwany, ale i pełen namiętności. To historia o ludziach, którzy kiedyś się pogubili i musieli zrozumieć samych siebie.
Fabuła tej powieści kojarzyła mi się z Kopciuszkiem. Ona biedna, spokojna, on bogaty i czarujący niczym królewicz. Zastanawiałam się, czy dadzą radę uczuciu, które gdzieś tam zaczynało kwitnąć, ale i byłam pewna, że tak się nie da. Nie da się traktować kogoś jak własność, bo nauczonym jest się tak wszystko traktować. Tina jest świetną dziewczyną, dumną i pełną marzeń, on władczy i nauczony dostawać to, co chce. Cała ta historia czaruje swoją prostotą, bo czego możemy spodziewać się po takiej fabule, ale jest to prostota w jakimś sensie piękna. Pod przykrywką burzliwego romansu czytamy również o życzliwości dla innych, o przyjaźni oraz o problemach, które dotyczą każdego człowieka. O dążeniu do spełnienia swoich marzeń, a to jest w życiu chyba najpiękniejsze. Mieć i móc spełniać własne marzenia.
Autorka naszpikowała tę historię tak wieloma emocjami, że trudno się od niej oderwać. Niełatwe relacje, potrzeba akceptacji i zrozumienia oraz chęć poznania rodzica, przez którego zostało się odtrąconym, to i wiele więcej czeka nas na łamach tej powieści. To nie jest tylko zwykła obyczajówka, bo taka właśnie wydaje się poprzez fabułę. Tu jest całe mnóstwo śmiechu, łez, złości i bólu.
Mamy również wątek śmierci, który przewija się w tle tej powieści i wnosi do naszego serca element nostalgii, wspomnienia za tymi, których pochowaliśmy.
Całość prezentuje się wyśmienicie. Piękny język, bez wulgarnych słów, plastyczne opisy i realni bohaterowie — to wszystko sprawia, że bardzo szybko się ją czyta.
„Za jednymi z drzwi, które otworzyła, krył się pokój, który bardzo różnił się od pozostałych. Był urządzony bardzo oryginalnie - od łóżka po kolor ścian czy też zasłon niemal cały tonął w czerwieni i różu. Nawet dywan cechowały niemal identyczne barwy, a sam motyw swą teksturą i oryginalnym splotem przypominał płatki róż. - Usłane różami - powiedziała cicho, a widok ten w istocie wywarł na niej niemałe wrażenie.”
„Usłane różami” to piękna, wzruszająca opowieść o miłości, nadziejach, pożądaniu i dawaniu sobie kolejnych szans. To historia, która pokazuje nam, że droga do spełniania marzeń nie zawsze jest prosta, a niedomówienia i bezpodstawne oskarżenia potrafią niejednego złamać.
POLECAM!
niedziela, 5 kwietnia 2020
„Zdradzona” Magdalena Krauze RECENZJA PATRONACKA
Poznajemy naszą główną bohaterkę Joannę. Jest ona po 40, tak samo jak jej mąż. Oboje mają satysfakcjonującą pracę, wspaniały, wymarzony dom i parkę dzieci. Syn jest w klasie maturalnej, córeczka chodzi do szkoły podstawowej. Wiele osób o tym marzy, by wieść tak spokojne, pełne szczęścia życie. Tylko czy aby na pewno to, co widać gołym okiem, jest prawdą? Czy małżeństwo z 19-letnim stażem potrafi być nadal ze sobą szczęśliwe? Czy w ich związku nie zagościła na dobre rutyna małżeńska?
Książka napisana jest z perspektywy Joanny, zatem idealnie wcielamy się w jej postać i przeżywamy wszystkie emocje wspólnie. Gdy jesteśmy codziennym gościem w jej domu, zauważamy, że mąż nie traktuje jej tak, jak powinien, że odzywa się do niej z ironią i arogancją, a ją samą traktuje jak służącą. Chyba nie tak powinien wyglądać idealny związek, prawda? Do tego bardzo częste wyjazdy w delegacje i nocowanie poza domem. Czy to nie zakrawa na oddalanie się od siebie? Czerwona lampka gdzieś z tyłu głowy powinna się zapalić. A co, jeśli ją zdradza?
Nasza bohaterka kocha swojego męża i nawet przez myśl jej nie przyjdzie, że taka może być prawda. Ona jest szczęśliwa, bo przecież szczęście nie polega na tym, by dostawać zawsze to, co byśmy chcieli dostać. Czy zdrada pojawia się również w szczęśliwych związkach?
W ilu związkach tak jest, że przyzwyczajamy się do siebie, do tego, że ktoś troszczy się o nas i bierzemy to za coś stałego, pewnego? Ilu z nas wydaje się, że tak już będzie na stałe? Czy cokolwiek jest w życiu na stałe? Czy przysięga małżeńska składana przed Bogiem daje nam gwarancję dożywotniego bycia we dwoje?
Gdy dojdzie do zdrady, kto jest winny? Ona, bo za słabo się starała? On, bo myślał, że ma w domu służącą i tylko brał, nie dając nic od siebie? A może ta trzecia, bo wzięła, co do niej nie należało?
Mąż Joanny strasznie mnie irytował. Najpierw traktowaniem własnej żony, a potem kombinując, jak by to wszystko wyprostować. Facetowi wydaje się, że można szaleć z kochanką, wymagać od żony i nie brać na swój grzbiet odpowiedzialności za to, co robi. Zdradził, bo było mu tak wygodnie, nie wiedząc dlaczego, bo zasługiwał na więcej szczęścia niż jego żona? Doceniając po fakcie to, co miał w domu?
„Poczułam się jak służąca, której zadaniem jest tylko gotować, prać, sprzątać, prasować i myć obszczany kibel, ale sama nie może mieć żadnych ambicji, ani tym bardziej stawiać jakichkolwiek wymagań.”
Książka naładowana jest bardzo dużą ilością empatii, razem z naszą bohaterką cierpimy, płaczemy, śmiejemy się, ale i pomagamy bliskim osobom. Joanna pokazuje nam świat samotnej starszej pani, która mieszka sama w domu, zostawiona przez swoje dzieci. Zauważamy siłę kobiet i ich walkę, by podołać przeciwnościom losu. Przeżywamy też blaski i cienie małżeństwa oraz obserwujemy, do jakiego momentu dochodzi związek, gdy małżonkowie są obok siebie, zamiast być ze sobą.
W tej powieści nie znajdziecie wartkich akcji, nietuzinkowych postaci czy zadziwiających momentów, wszystko płynie w swoim idealnym wręcz rytmie. Bohaterowie są normalni, tacy jak tysiące ludzi obok nas. Mamy natomiast bardzo sporo wartościowych przesłań, które sprawdzają się w codziennym życiu. Podziwiamy umiejętność radzenia sobie z przegraną oraz zdolność podnoszenia się po ciężkich chwilach. Dużo dobrych, jak i złych emocji.
„Niestety, serca nie da się tak zaprogramować. Jeśli się kogoś kocha naprawdę, to miłość będzie umierać powoli i w cierpieniu.”
„Zdradzona” to książka bardzo życiowa, bardzo empatyczna. Napisana prostym, fajnym stylem, przez co bardzo szybko się ją czyta. To studium szczęśliwego małżeństwa, które rozpadło się przez kaprys jednego z małżonków. Ta pozycja jest godna polecenia osobom nudzącym się w długoletnich związkach i dla tych, którzy uważają, że dostali coś raz na zawsze.
sobota, 4 kwietnia 2020
Forsycja i jej cudowne kwiaty.
Forsycja – to jeden z pierwszych kwiatów, które obsypują krzaki na żółto, obwieszczając wiosnę. Wiecie, że te kwiaty są jadalne? Potrawa ozdobiona kwiatami forsycji bardzo zyskuje na atrakcyjności. Obok forsycji o tej porze roku można dekorować potrawy, zwłaszcza te świąteczne, kwiatami stokrotek i fiołków.
Żółte kwiaty forsycji są bardzo cennym surowcem zielarskim, stosowanym w lecznictwie i kosmetyce, zwłaszcza tej domowej. Pamiętajmy tylko o tym, by nie zbierać ich blisko dróg. Najlepiej wybrać się w oddalone od spalin miejsca. Co możemy z nich sami wyczarować?
Po pierwsze, możemy zrobić sobie herbatkę, i to iście wiosenną herbatkę.
Dla jednej osoby wystarczy około 20 kwiatów forsycji. Kwiaty te są bardzo bogate w rutynę oraz witaminę C.
Czy nie lepiej popijać taką wiosenną herbatę, zamiast łykać tabletki? Rutynę znajdziemy w bardzo popularnych lekach typu rutinoscorbin czy cerutin.
Rutyna z kwiatów forsycji to co innego, jest naturalna, a co za tym idzie, przyswaja się dużo lepiej. Rutyna częściowo rozpuszcza się w wodzie, lepiej w alkoholu.
Wystarczy zebrać kwiaty, spryskać je delikatnie spirytusem w celu lepszej ekstrakcji rutyny i po 10 minutach zaparzyć ją wrzącą wodą. Po 15 - 20 minutach można rozkoszować się jej delikatnym smakiem. Ja bardzo często dodaję jeszcze plasterek cytryny, by jeszcze bardziej wzbogacić ją w cenne witaminy.
Taką herbatkę mogą pić nawet małe dzieci. Czy nie warto brać to, co daje nam Matka Natura, i to za darmo? Ona właśnie podpowiada, czego brakuje nam o tej porze roku.
Takie napary wodno-alkoholowe działają moczopędnie, uspokajająco, rozluźniająco i przeciwzapalnie.
Jeśli chcecie pić taką herbatkę przez cały rok, jest to jak najbardziej możliwe. Wystarczy kwiaty wysuszyć i przechowywać w miejscu, gdzie nie ma dostępu do światła.
Teraz jest najlepszy czas, aby zmagazynować zapas naturalnej rutyny!
Proponuję oprócz picia herbatki zrobić jeszcze wspaniałe toniki do twarzy. Nadają się do cery tłustej, alergicznej i starzejącej się.
Wodno-alkoholowe wyciągi z kwiatów forsycji obniżają poziom glukozy we krwi, stabilizują strukturę włókien kolagenowych, co powoduje opóźnienie procesów starzenia skóry.
Jeśli macie skórę tłustą, proponuję zrobić tonik alkoholowy.
Zalać kwiaty alkoholem 40% w stosunku 1:2 - czyli jak mamy filiżankę kwiatów, zalewamy je dwoma filiżankami alkoholu.
Odstawić zalane kwiaty w ciemne, ciepłe miejsce na 7 dni.
Po tym czasie przelewamy przez filtr do kawy czy herbaty i rozcieńczamy to z wodą przegotowaną lub destylowaną w stosunku 1:3, czyli trzy razy więcej wody niż mamy maceratu alkoholowego.
Takim tonikiem przemywamy twarz wieczorem. Sprawi on, że sebum uspokoi się, unormuje i nie będzie problemu ze świecącą się twarzą.
Jeśli natomiast posiadacie cerę normalną, suchą czy też wrażliwą, wystarczy kwiaty spryskać spirytusem, zaparzyć pod przykryciem przez 40 min. Przefiltrować i trzymać w lodówce do 4 dni. Ja czasami dodaję do takiego naparu glicerynę kupowaną w aptece, by dodatkowo nawilżyć twarz.
UWAGA !
Kwiaty forsycji mogą zmniejszać krzepliwość krwi, jeśli planujecie zabieg chirurgiczny, lub macie problem z krzepliwością, nie używajcie kwiatów forsycji.
Bądźmy naturalnie piękne i zdrowe!
Żółte kwiaty forsycji są bardzo cennym surowcem zielarskim, stosowanym w lecznictwie i kosmetyce, zwłaszcza tej domowej. Pamiętajmy tylko o tym, by nie zbierać ich blisko dróg. Najlepiej wybrać się w oddalone od spalin miejsca. Co możemy z nich sami wyczarować?
Po pierwsze, możemy zrobić sobie herbatkę, i to iście wiosenną herbatkę.
Dla jednej osoby wystarczy około 20 kwiatów forsycji. Kwiaty te są bardzo bogate w rutynę oraz witaminę C.
Czy nie lepiej popijać taką wiosenną herbatę, zamiast łykać tabletki? Rutynę znajdziemy w bardzo popularnych lekach typu rutinoscorbin czy cerutin.
Rutyna z kwiatów forsycji to co innego, jest naturalna, a co za tym idzie, przyswaja się dużo lepiej. Rutyna częściowo rozpuszcza się w wodzie, lepiej w alkoholu.
Wystarczy zebrać kwiaty, spryskać je delikatnie spirytusem w celu lepszej ekstrakcji rutyny i po 10 minutach zaparzyć ją wrzącą wodą. Po 15 - 20 minutach można rozkoszować się jej delikatnym smakiem. Ja bardzo często dodaję jeszcze plasterek cytryny, by jeszcze bardziej wzbogacić ją w cenne witaminy.
Taką herbatkę mogą pić nawet małe dzieci. Czy nie warto brać to, co daje nam Matka Natura, i to za darmo? Ona właśnie podpowiada, czego brakuje nam o tej porze roku.
Takie napary wodno-alkoholowe działają moczopędnie, uspokajająco, rozluźniająco i przeciwzapalnie.
Jeśli chcecie pić taką herbatkę przez cały rok, jest to jak najbardziej możliwe. Wystarczy kwiaty wysuszyć i przechowywać w miejscu, gdzie nie ma dostępu do światła.
Teraz jest najlepszy czas, aby zmagazynować zapas naturalnej rutyny!
Proponuję oprócz picia herbatki zrobić jeszcze wspaniałe toniki do twarzy. Nadają się do cery tłustej, alergicznej i starzejącej się.
Wodno-alkoholowe wyciągi z kwiatów forsycji obniżają poziom glukozy we krwi, stabilizują strukturę włókien kolagenowych, co powoduje opóźnienie procesów starzenia skóry.
Jeśli macie skórę tłustą, proponuję zrobić tonik alkoholowy.
Zalać kwiaty alkoholem 40% w stosunku 1:2 - czyli jak mamy filiżankę kwiatów, zalewamy je dwoma filiżankami alkoholu.
Odstawić zalane kwiaty w ciemne, ciepłe miejsce na 7 dni.
Po tym czasie przelewamy przez filtr do kawy czy herbaty i rozcieńczamy to z wodą przegotowaną lub destylowaną w stosunku 1:3, czyli trzy razy więcej wody niż mamy maceratu alkoholowego.
Takim tonikiem przemywamy twarz wieczorem. Sprawi on, że sebum uspokoi się, unormuje i nie będzie problemu ze świecącą się twarzą.
Jeśli natomiast posiadacie cerę normalną, suchą czy też wrażliwą, wystarczy kwiaty spryskać spirytusem, zaparzyć pod przykryciem przez 40 min. Przefiltrować i trzymać w lodówce do 4 dni. Ja czasami dodaję do takiego naparu glicerynę kupowaną w aptece, by dodatkowo nawilżyć twarz.
UWAGA !
Kwiaty forsycji mogą zmniejszać krzepliwość krwi, jeśli planujecie zabieg chirurgiczny, lub macie problem z krzepliwością, nie używajcie kwiatów forsycji.
Bądźmy naturalnie piękne i zdrowe!
Subskrybuj:
Posty (Atom)