czwartek, 30 lipca 2020

„Kołysanka dla Łani” Ewa Formella


Znacie książki Ewy Formelli? 
Ja je uwielbiam. Mają w sobie tajemnicę, miłość oraz historię Polski w tle. Takie powieści cenię najbardziej.


„Są ludzie, którzy w pamięci zostają, są także osoby, które raz poznane zastają niezapomniane.”

 Autorka przenosi nas do czasów II wojny światowej, gdzie w lesie grupa partyzantów planuje akcje. Pewnego razu dołączają do nich dwie siostry, które potrzebowały wsparcia i ochrony. Jedna z nich staje się bliska jednemu z partyzantów. Niestety, uczucie, które miało się rozwinąć, zostało zerwane rozłąką. Ją wywieziono na roboty do Niemiec, jego natomiast zabrali do obozu koncentracyjnego. 
Czy ich miłość przetrwa liczne zawirowania? Czy będą tymi samymi ludźmi po powrocie? Czy przeżyją ten trudny czas?

W tym samym czasie poznajemy starszego pana o imieniu Zygmunt. Spotyka on kobietę, która mu kogoś przypomina. Gdy ratuje naszą bohaterkę przed kradzieżą dokumentów, dochodzi do ich poznania. Wdzięczna Alicja zaprasza nieznajomego mężczyznę do kawiarni. Podczas rozmowy okazuje się, że Zygmunt doznał amnezji. Nie pamięta, kim jest i co wcześniej się z nim działo. Alicja daje mu schronienie w domku gospodarczym na tyłach jej ogrodu. 
Tutaj w ciszy i spokoju nasz bohater doświadcza przebłysków wspomnień, ale okazuje się, że nie są to miłe chwile. Widzi groby, koncerty grane idącym na spacer, pracę w obozie, las oraz ulotny zapach konwalii. Widzi również piękną dziewczynę, która pachniała właśnie tymi kwiatami. Kim ona była dla Zygmunta? Czy to ktoś ważny? Czy nasz bohater całkowicie odzyska pamięć? Dlaczego twarz Alicji jest znana mężczyźnie? Czyżby coś ich łączyło?






Autorka oddała w nasze ręce trzecią już część serii „Szkatułki wspomnień” i jak jej wcześniejsze poprzedniczki, jest bardzo emocjonującą oraz wzruszającą historią. Alicja przywraca wiarę w człowieka, w jego dobro. Zaufała całkowicie obcemu człowiekowi i dała idealne warunki do rekonwalescencji. Sprawiła również, że mężczyzna poczuł się potrzebny, dbał o jej ogród i umilał swoją osobą popołudnia. Potrzebowali siebie nawzajem. Nasza bohaterka czuła się samotna, a dzięki starszemu panu miała kogoś obok. 

Ewa Formella wspaniale opisała historię ludzi w świecie współczesnym oraz tym wojennym. Przeplatające się dwa światy. Fajnie się to czyta. Ciekawość rośnie z każdą kolejną kartką, bo dowiadujemy się ciekawych rzeczy i zaczynamy łączyć fakty. Gdy do historii Alicji i Zygmunta dochodzi jeszcze opis życia starszej pani Jadwigi, która mieszka za granicą wspólnie z wnuczką i zaczyna opowiadać swoją historię z czasów partyzantki, nam, czytelnikom, zaczyna bić szybciej serce. Domyślamy się pewnych faktów, które podkręcają emocje już i tak na wysokich obrotach. 

Tematyka wojenna to dla niektórych trudne momenty, autorka opisała rewelacyjnie ten czas. Natomiast całość wypadła bardzo przyjemnie. Wszystko się fajnie łączy i sprawia, że czytanie tej pozycji to wymarzona rozrywka. Można odpłynąć razem z miłosną przygodą, która rozgrywa się gdzieś w tle. Wiadomo, że elementy miłosne nadają całej powieści ciepła i romantyzmu.

„Kołysanka dla Łani” to podróż w czasie, w przeszłość, która sprawiała co niektórym ból i łzy. Dwie z pozoru inne historie pięknie się połączyły, powodując wzruszenie na twarzy czytelnika.
Uwielbiam całą tę serię, ponieważ można wrócić również wspomnieniami do miejsc, gdzie słuchało się podobnych historii z ust dziadków czy babć. Ja słyszałam niejedną historię, ale nie tak piękną. 
Polecam!








piątek, 24 lipca 2020

„W deszczu” Anna Dąbrowska RECENZJA PATRONACKA



Historia miłosna opowiedziana kroplami deszczu. 

Jest to drugi tom cyklu „Płomienie”, ale można czytać oddzielnie. 
Przeczytałam chyba wszystkie książki autorki i wiem, czego mogę się po jej powieściach spodziewać, ale uwierzcie, za każdym razem zostaję znokautowana przez emocje.
Co ona wyprawia z czytelnikiem?  

Poznajemy Aleksa, perkusistę znanego zespołu, który postanawia wrócić po wielu latach do swojego rodzinnego domu. Wraca do ojca i jego nowej rodziny. Wydarzenia z dzieciństwa, o których chciał zapomnieć, wracają do niego z olbrzymią siłą. Targają nim różne emocje. Z perspektywy dorosłego widzi inaczej to, co wydarzyło się, gdy był małym dzieckiem. 

 „Ojciec zamienił moje życie w piekło, a ja próbowałem zapomnieć o przeszłości. Żyć tak, jakbym nie pamiętał dnia wczorajszego. Ucieczka od wspomnień nie była najbardziej skuteczną formą terapii, więc nadszedł czas na zmierzenie się z demonami przeszłości.”

Czy znajdzie siłę, by rozliczyć się z własną przeszłością? Co z jego przyjacielem i dziewczyną? Czy będą chcieli nawiązać na nowo kontakty? Czy miłość jego życia nadal tu mieszka? Może nareszcie uda im się porozmawiać i wyjaśnić, co takiego się stało, że Kayla zniknęła bez słowa, zostawiając go samego ze złamanym sercem.




 

Młody mężczyzna zabiera się za rozliczenie własnych wspomnień - z tym, co zrobił mu ojciec oraz jego miłość życia Kayla. Wszystko zaczyna się zmieniać, gdy dochodzi do spotkania z tą, którą kiedyś kochał. Czy kiedyś? A może cały czas?

„Lubiłem deszcz z wielu powodów. Kiedy padał, zakrywał moje łzy. Kiedy padał, znowu mogłem poczuć się tak beztrosko jak dziecko, a czasami jest to potrzebne każdemu z nas.”

 Akcja powieści toczy się dwutorowo, dzięki temu mamy możliwość być tu i wcześniej. Wszystko jest dynamiczne i nieprzewidywalne. Bohaterowie wykreowani są wręcz idealnie. Poznajemy ich charaktery powoli, obserwując sytuację, w jakiej się znaleźli. Poza tym poznajemy również
wyrazistych bohaterów drugoplanowych. Dzięki temu, że poznajemy historię z punktu widzenia naszego bohatera oraz dwóch ram czasowych, mamy możliwość uczestniczyć w życiu Aleksa na przełomie kilkunastu lat, poznawać jego jasną i ciemną stronę. Możemy uczestniczyć w jego przemianie i kibicować mu w podejmowaniu przez niego trudnych decyzji. Jego uczucia, emocje czy wewnętrzne dylematy są w idealny sposób przedstawione. 
Poznajemy również historię jego wielkiej miłości, która to okryta jest ścianą deszczu.

„W deszczu nie było widać naszych wad, bo krople zbyt mocno spadały nam na rzęsy, sklejając je z dolną powieką. Dlatego deszcz łączył, a nie dzielił. (...) W deszczu nasze serca biły mocniej.

Młoda dziewczyna przeżyła piekło na ziemi, lecz potrafiła zatracić się w swoich marzeniach, dążyć do szczęścia i pomimo niepowodzeń, dała szansę sobie i życiu. Nie chciałabym ubrać jej butów i iść jej ścieżką, ale chciałabym się z nią zaprzyjaźnić. Czuję, że kobieta o artystycznej i wrażliwej naturze to moja pokrewna dusza. 
Czy los po latach nareszcie będzie dla nich łaskawy?

Anna Dąbrowska oddała w nasze ręce wspaniale napisaną książkę, ze świetnymi dialogami, życiowymi cytatami i wzruszającą historią. Czasami miałam wrażenie, że jestem z bohaterami w powieści, mokną mi oczy i włosy. Czułam na sobie wilgoć, która rozpływała mi się na twarzy. Czy to aby deszcz? A może to krople łez spływające z oczu? 
Historia młodej pary daje do myślenia i skłania do refleksji nad własnym życiem, nad tym, jaki wpływ na nasze teraźniejsze życie ma przeszłość i nasze dzieciństwo. 

Zostałam tą powieścią oczarowana, wciągnięta od pierwszej strony i przemaglowana na końcu. Po końcówce ciężko było mi się otrząsnąć. Rzadko mi się zdarza, bym przeżywała historię bohaterów tak mocno. Ani udaje się to prawie za każdym razem. Poruszyła ogromnie moje serce.


„W deszczu” to historia, która intryguje, wzbudza ogromne emocje i pochłania całkowicie. Mocno uderza w serce i nie pozwala o sobie zapomnieć. To również historia o perkusiście, który swoją muzyką wyrażał uczucia i emocje oraz pokazywał nam jak żyć. Jak żyć pomimo bólu i buntu, żałoby i żalu, tęsknoty i wybaczania, a przede wszystkim muzyki i kolorów, które dostrzega się, będąc szczęśliwym.






czwartek, 23 lipca 2020

„Grząska ziemia” Ann Cleeves

Siódmy tom „Serii Szetlandzkiej” wielokrotnie nagradzanego, kultowego cyklu kryminalnego.

Czytaliście poprzednie części? Są rewelacyjne.
Uwielbiam takie klimaty, gdzie akcja dzieje się na wyspach lub odosobnionych miejscach. Odnoszę wtedy wrażenie, że razem z bohaterami jesteśmy odcięci i akcja ratownicza będzie miała trudniej, a my razem z nimi.  

Tym razem wyjątkowo ulewne deszcze powodują osunięcie się ziemi, która jak szalona pędzi w dół, zabierając po drodze kamienie. Lawina błota uderza w stary dom. 
W tym samym czasie na pobliskim cmentarzu Jimmy bierze udział w pochówku swojego przyjaciela i widzi, jak lawina rozwala wszystko na swojej drodze. W starym domu nikt nie mieszka, zatem prawdopodobnie obyło się bez strat, ale Jimmy Perez sprawdza stan budynku i odnajduje zwłoki ciemnowłosej kobiety. Kobieta ubrana była w czerwoną, jedwabną sukienkę, która nie pasowała do srogiej zimy, jaka aktualnie panuje. Twarz jest zdeformowana, co utrudnia identyfikację. Wiadomo, że będzie to bardzo trudne dochodzenie. Kto i dlaczego przebywał w tym niezamieszkałym domu i czy kobieta umarła od lawiny sunącej z góry ziemi, czy też doszło do morderstwa?
Do pomocy zostaje wezwana starsza detektyw Willow Reeves. Na szetlandzkiej wyspie zaczyna się dochodzenie. Czy pomimo braków dowodów rozwiążą zagadkę śmierci kobiety?




Kolejny raz spotykamy się z naszymi bohaterami. Z każdą częścią pokazują nam siebie więcej i dowiadujemy się o nich coraz ciekawszych rzeczy. Perez przez swoją zawziętość obrał sobie za cel znalezienie sprawcy kolejnego nieszczęścia i tajemniczymi ścieżkami podąża jego śladem. Poznajemy sekrety mieszkańców i oglądamy ich codzienność. 

Styl, jakim posługuje się autorka, może się podobać. Ja jestem nim oczarowana. Tu nie ma miejsca na nudę, na zmęczone myśli. Nawet opisy pogody mają w sobie moc. Język, jakim posługuje się pisząc, jest prosty, bez żadnych ozdobników, a przy okazji i lekki, co sprawia, że pochłaniamy lekturę książki niczym wspaniałe danie obiadowe. Napięcie rośnie z każdą kolejną przeczytaną stroną, by mieć ujście na samym końcu. 
Na pewno ta część dorównuje swoim poprzedniczkom, a wydawać by się mogło, że po tylu przygodach coś może się zmienić. Jak zawsze drobiazgowe śledztwo naszego bohatera godne podziwu.
Polecam!








wtorek, 21 lipca 2020

„Poza prawdą” Edyta Kahl-Łuczyńska



Lubię debiuty, dlatego tym razem również sięgnęłam po niego. Czasami po takiej powieści można wyłapać perełkę polskiej literatury. Czy tym razem zostałam porwana przez bohaterów powieści napisanej przez Edytę Kahl-Łuczyńską?

Jak zrozumieć decyzję o rozstaniu, nie znając jej powodów?

Poznajemy Antoninę w momencie, gdy jedzie ze swoim narzeczonym Adamem do jego mamy. Kobiety mają się poznać. Spotkanie przebiega elegancko,  w miłej atmosferze. Samo zakończenie może wydawać się nieco dziwne, gdyż starsza kobieta raptownie zaniemogła i prosi syna, by ten z nią został. Antosia wraca sama, zastanawiając się, czy zrobiła lub powiedziała coś, co wpłynęło na zdrowie kobiety. Tematy były różne, od zaborczych rodziców do rodzinnej historii Antosi.

 „ - Mądra matka nie wychowuje dziecka dla siebie, lecz dla innych, zgadza się pani?”

Adam po tym spotkaniu oddalał się od kobiety, aż w końcu zerwali ze sobą. Rozstali się bez wyjaśnienia, o co tak naprawdę chodziło. Została po nim pustka, żal i tysiące domysłów. Odszedł jak drań, ale w sercu czuł rozpacz. Został zmuszony do takiego kroku, chociaż kochał tę kobietę całym sercem. Co takiego się stało, że posunął się na tak drastyczne zakończenie? Czy zrobił tak za namową matki?
Czy jest dla nich nadzieja? A może lepiej, żeby już nigdy się nie spotkali?




Czytając dalsze losy naszych bohaterów, dowiadujemy się czy radzą sobie po rozstaniu, uczestniczymy w ich życiu. Jak to bywa, raz jest dobrze, raz źle. Bo los człowieka bywa przewrotny, raz daje, a raz zabiera. 


„ - Ból to coś, co same w sobie generujemy. A po co się krzywdzić? Nie lepiej z pokorą zaakceptować, że coś nie wyszło, nie udało się, że ktoś nas nie chce?”


 Autorka w swojej debiutanckiej powieści pokazała nam wspaniały klimat Sudetów, wszystkie jego zalety oraz uroki malowniczej Chorwacji. Kto był w tych rejonach, na pewno z przyjemnością powspomina poznane już tereny: górskie szlaki lub oliwne gaje. Jeśli nie był, to zostanie zaczarowany i nabierze ochoty na ich zdobycie.

Historia tej pary, choć została rozdzielona, cały czas się plącze, przewija. Takie jest ich przeznaczenie? A może kiedyś w końcu im się uda?

Książkę czyta się lekko i z zainteresowaniem, ponieważ przez cały czas nie wiemy, co takiego się stało, że para bohaterów nie może być razem. Prawda ujawni się dopiero na samym końcu. Przez całą historię nie brakuje wartkich akcji ani emocji, czasami śmiechu, czasami smakowitych kąsków typowych dla regionu Dolnego Śląska.


„ - Chciałem, żebyś stanęła oko w oko z prawdziwym problemem. Pomyślałem sobie, że identyfikując się ze mną, poczujesz, ile warta jest każda chwila spędzona w zdrowiu, bez świadomości choroby, bez czyhającej za rogiem kostuchy. Taki mały eksperyment...”

„Poza prawdą” to opowieść o miłości, cierpieniu, o chorobie i tragicznych skutkach błędów z przeszłości. Pokazuje jak kolejne pokolenia mogą cierpieć za błędy popełnione przez przodków. Czasami nieświadomie ranimy najbliższych własnymi błędami i nie mamy na to wpływu, gdyż losu nie da się cofnąć.

  Polecam!


poniedziałek, 20 lipca 2020

Rozmowa z Wiolettą Sawicką autorką książek „OLEŃKA. PANIENKA Z BIAŁEGO DWORU” i „FRANKA W OBCYM DOMU” sagi „Wiek miłości, wiek nienawiści”






- W Pani najnowszej powieści o ziemiańskiej rodzinie z Kresów („Franka w obcym domu”) istotną rolę odgrywa historia. Skąd pomysł, by akcję umieścić w dość odległej przeszłości?

- Według mnie nie jest to aż tak odległa przeszłość. To początek XX wieku - pełnego przemian, postępu, narodzin nowego świata. Ale też niosącego wiele cierpienia, że wystarczy wspomnieć dwie wojny światowe. To gotowe tło do wielu książek, choć dla mnie inspiracją do napisana sagi „Wiek miłości, wiek nienawiści” były losy mojej kresowej rodziny. Pierwowzorem postaci Oleńki jest zaś moja prababka Jadwiga Franciszka Kochanowska.

- W jaki sposób zdobywała Pani informacje o niej?

- W pierwszej kolejności informacji o prababci szukałam u najstarszych członków rodziny. Moja ciocia spisała wspomnienia z tego, co kiedyś usłyszała od swojej matki. Ja natomiast odnalazłam w Moskwie jedną z prawnuczek prababci, która napisała do archiwum w Grodnie i otrzymała garść danych. Większości dokumentów nie dało się niestety odtworzyć, bo dwie wojny światowe i późniejsza sowietyzacja zrobiły swoje.

- „Franka. W obcym domu” to drugi - po „Oleńka. Panienka z Białego Dworu” - tom o losach hrabianki Ostojańskiej. Co tym razem czeka główną bohaterkę?

- Bardzo się zmieniła. Zderzenie z twardą rzeczywistością obcego jej świata będzie bolesne, ale Oleńka jest silna, więc zaciska zęby i się nie poddaje. To czas kiedy trwa apogeum wielkiej wojny. To także czas bieżeństwa, czyli przymusowej ewakuacji, a mówiąc wprost wypędzania cywilów, głównie kobiet i dzieci, z ziem zaboru rosyjskiego w głąb Rosji. Według różnych źródeł wypędzono wtedy około trzech milionów ludzi. Wielu zginęło po drodze, wielu nigdy nie wróciło z dalekiej Syberii. Oleńka, a właściwie w nowym życiu już Franka, wraz z dziećmi też dzieli tułaczy los. Trafiają za Wołyń, gdzie dochodzą do głosu ukraińscy nacjonaliści.

- Co najbardziej podoba się Pani w Oleńce?

- Bardzo ją lubię, nie tylko przez rodzinny sentyment, ale dla niej samej - za jej siłę, dumę i odwagę. Dziś o takich kobietach mówi się potocznie twardzielki. Dla mnie to prawdziwe bohaterki, które w trudnych czasach, gdy mężczyźni poszli na wojnę, same musiały zatroszczyć się o byt dla siebie i dzieci.

- To powieść, która może spodobać się również mężczyznom?

- Jak najbardziej. Są w niej emocje, wartka akcja, rzeczywiste tło historyczne, ale wyłącznie w takiej ilości, aby służyło do ukazania przeżyć bohaterów. Od razu jednak uspokajam - nie napisałam podręcznika do historii. Naturalnie, jak wskazuje nazwa serii „Wiek miłości, wiek nienawiści”, jest też miłość oraz mrożące krew w żyłach wydarzenia. Starałam się także różnicować język powieści.

- To znaczy?

- W tamtych stronach mówiono specyficzną mieszaniną języka polsko-białoruskiego. Pamiętam niektóre zwroty, jakim posługiwała się moja babcia, więc też je w książce przytaczam, aby oddać klimat czasu i miejsca. Przede wszystkim zaś ukazana jest determinacja młodej kobiety, by w świecie ogarniętym nienawiścią ocalić dzieci, resztki człowieczeństwa i miłość.

 
- Czy saga powstaje według ściśle określonego planu?

- Tak, ale zazwyczaj w trakcie pisania wymyka się on spod kontroli i bohaterowie sami mnie prowadzą. Natomiast zanim przystąpię do pisania, gruntownie się przygotowuję, czyli uzbrajam się w niezbędną wiedzę. W przypadku sagi zamęczam pytaniami znajomego historyka albo kolegę, który pasjonuje się militariami. Potrafię napisać mu w nocy sms-a z pytaniem jakiego koloru były mundury rosyjskich dragonów, jeśli akurat w tym momencie potrzebuję tego do książki. Zawsze odpisuje i jeszcze mnie nie znienawidził (śmiech). Czytam też wiele opracowań, pamiętników, archiwalnych gazet, przekopuję rodzinne archiwa. Wszytko po to, aby w miarę wiernie oddać rzeczywistość.

- Pracuje już Pani nad trzecią częścią?

- Tom III „Maria. Dziewczyna z kwiatem we włosach” jest prawie na ukończeniu. Główną bohaterką staje się córka Oleńki, Marysia. Naturalną koleją rzeczy część wątków z życia Marii zaczerpnęłam z doświadczeń mojej babci. Czytelnicy poznają ją jako dorosłą kobietę w czasach, gdy Hitler dochodzi do władzy. Akcja częściowo toczy się w III Rzeszy, a częściowo na Kresach. Wybucha II wojna światowa. Od wschodu do Polski wchodzą sowieci. Więcej jednak nie mogę zdradzić.

- Wiem, że pisze Pani głównie „po godzinach”, w nocy. To kwestia braku czasu, czy raczej ciszy panującej wokół?

- Piszę „po godzinach”, bo pracuję na etacie. A do pisania rzeczywiście potrzebuję samotności i absolutnej ciszy. Wtedy słyszę swoje myśli. Nie znoszę, gdy ktoś mi je płoszy. Rzecz jasna zdarzają się niekiedy twórcze kryzysy. Wsiadam wówczas na rower lub idę do lasu, albo czytam po kolei kilka książek, żeby skierować myśli na inne tory. Wtedy się odblokowuję i kryzys mija.

- Czym jest dla Pani pisanie?

- Piszę, bo lubię. To moja pasja, przygoda, ale też pewna forma terapii. Wyrzucam z siebie w książkach emocje i mogę przeżywać wiele żyć. Staję się tym bohaterem, o którym akurat piszę. To fascynujące doświadczenie!

- Jak  najbliżsi reagują na Pani twórczość?

- Od dzieci najczęściej słyszę: „Ty ciągle piszesz!”. Na szczęście są już dorosłe, więc nie mam moralniaka, że nie poświęcam im maksimum uwagi. Mam wyrozumiałą rodzinę i przyjaciół - wiedzą, że kiedy piszę przepadam dla świata. Jestem też zodiakalnym Rakiem, mam więc wyczuloną wrażliwość i skłamałabym, gdybym teraz powiedziała, że nie obchodzą mnie krytyczne uwagi. Odkąd zaczęłam pisać moim pierwszym konsulatem, czytelnikiem i krytykiem jest mój mąż. Czasem, gdy nie podoba mu się jakiś mój pomysł potrafi przeforsować swoje zdanie (śmiech).

 
- A co robi Wioletta Sawicka, kiedy nie stuka po nocach w klawiaturę?

- Bardzo lubię sprzątać, ale gotować już nie, bo kuchnia to zdecydowanie nie moje terytorium (śmiech). Owszem potrafię coś upichcić i gdy trzeba staję przy garach. Częściej jednak zajmuje się tym mój mąż. Nieźle mu idzie, więc mu nie przeszkadzam. Relaksuje mnie też... pisanie i wymyślanie nowych historii. Nie należę natomiast do tak zwanych bywalców.

- Co konkretnie ma Pani na myśli?

- Trudno mnie gdzieś wyciągnąć do ludzi. Zdecydowanie wolę bezludzia i dziką naturę. Kocham Warmię i Bieszczady i tam najlepiej wypoczywam. A kiedy coś mnie naprawdę wkurzy, wtedy „wyżywam się na szmatach”. Dzięki czemu mam dwa w jednym - schodzi ze mnie złość i dom lśni czystością.

Rozmawiał Artur Krasicki




środa, 15 lipca 2020

„Chciałbym nigdy cię nie poznać” Wiktor Krajewski - RECENZJA PRZEDPREMIEROWA



Wydawnictwo skusiło mnie do sięgnięcia po tę pozycję słowami napisanymi na okładce książki, że jest to intymna opowieść o miłości dziecka do babci.
Ja również swego czasu byłam bardzo związana z babcią i  skusiłam się na przeczytanie właśnie tej powieści. 
Nie żałuję, bo to naprawdę bardzo wartościowa historia. 




Wiktor Krajewski oddał w nasze ręce niesamowitą książkę. Jest ona cienka, bo zaledwie 184 strony, ale są to strony pełne miłości, tęsknoty i bólu po śmierci ukochanej osoby.
W tej cienkiej książce jest tyle emocji i uczuć, że aż czasami boli serce. Jest tu zawartych kilkadziesiąt krótkich rozdziałów, które można w spokoju czytać, a jeśli jest taka potrzeba, zrobić sobie przerwę. Wszystko napisane jest z ogromnym uczuciem, prawie tak, jakbyśmy czytali kogoś myśli, przez co jest trochę chaosu w treści. Oczywiście w niczym to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie, podkręca atmosferę.
 
Poznajemy dorosłego już mężczyznę, który wspomina swoje dzieciństwo i wspólnie z nim wracamy do wcześniejszych momentów jego życia, w których najważniejszą osobą była babcia. Nie mama, lecz właśnie ona, najstarsza z rodu. To ona zdominowała jego życie, ona przytulała i śpiewała kołysanki, i to ona obiecała mu, że nigdy go nie zostawi. 
Nie była zwyczajną babcią, była bardzo energiczną i ekscentryczną kobietą, która uważała wnuka za największy skarb, ale wymagała też od niego najwięcej. Nie miał z nią łatwego życia. Na pewno wiedział, że zawsze, ale to zawsze mógł na nią liczyć.


„Obiecywałem, że jej oddam. Nie oddałem nigdy. Gdyby teraz żyła, oddałbym jej wszystko. Ale postanowiła umrzeć, a więc dalej mam długi. Największy to dług wdzięczności. Że ją miałem. Nadal trochę mam. Ale przy tym wszystkim mam do niej żal i coraz częściej myślę, że chciałbym nigdy jej nie poznać.”

Odebrałam tę powieść bardzo osobiście. Ja również długo nosiłam w sobie żal, tak jak bohater książki, że odeszła z mojego życia najwartościowsza osoba, chociaż obiecywała, że zawsze będzie obok...