piątek, 26 czerwca 2020

„Mazurskie lato” Zbiór opowiadań

Rzadko sięgam po opowiadania, ale od czasu do czasu zabieram się za taką lekturę.
Fajne w opowiadaniach jest to, że rozdziały są krótkie i można czytać gdzieś w przerwach w pracy.

Wczoraj zabrałam się za pierwsze opowiadanie, a jest nim „Kompas bosmana Macieja” Karoliny Wilczyńskiej.


Autorka oddała w nasze ręce bardzo ciepłą i mądrą historię.
Klimat mazurskiej przystani pełnej zacumowanych łódek przy pomoście oddaje to, co najpiękniejsze na Mazurach.
Tu nie ma fal, mew i piasku pełnego muszelek. Na Mazurach to właśnie łódki, statki i motorówki szaleją na wodach jezior. Nieopodal zacumowanych łódek i statków znajdują się knajpki z najlepszymi rybami słodkowodnymi, zachęcającymi do rozkoszowania się ich smakiem. 

W powieści pani Karoliny również mamy taką knajpkę zwaną Złotą Rybką. To właśnie tutaj znajduje pracę młoda dziewczyna o imieniu Jagoda. Uciekła od bogatego chłopaka, który nikogo nie szanował oprócz siebie. Dostała pracę jako kelnerka i dopiero teraz dostrzegła, jak wygląda praca takiej osoby. Bardzo dużo osób narzeka na obsługę, że długo muszą czekać na zamówione jedzenie. Wystarczy tylko przez jeden dzień zamienić się rolami. Wejść w skórę kelnerki. Nikt z pracujących osób nie jest maszyną, lecz tylko człowiekiem.

 „Miał rację i Jagodzie zrobiło się wstyd. Rzeczywiście, gdy chodzili razem do restauracji, traktowała personel jak element wyposażenia. Nigdy nie zastanawiała się nad tym, jak ciężko pracują. Teraz było jej głupio.”

Ja również poznałam smak bycia obsługą.
Na szczęście nikt mnie tak nie nazwał, może to zasługa tego, że nie pracowałam za ladą w sezonie?  A może fakt, że tutaj, gdzie pracuję, nie sprzedaje się alkoholu?
A Wy, jak jesteście na urlopie, denerwujecie się, gdy długo musicie czekać na obiad czy deser?





W tym opowiadaniu występują również inne osoby, pokazują raczej te gorsze cechy człowieka, ale mamy też Bosmana i związaną z nim legendę. 
Mazurskie Lato - to nazwa zaniedbanego lokalu, który odzyska swoją dawną sławę i na nowo będzie kusił wczasowiczów. Kto da się uwieść legendzie i zdecyduje się na wczasy w mazurskich rejonach?


Powiem Wam, że te krótkie historie spodobały mi się na tyle, że z przyjemnością zabrałam się za kolejne. 



czwartek, 25 czerwca 2020

„Franka. W obcym domu” Wioletta Sawicka RECENZJA PATRONACKA

Jest to kontynuacja cyklu "Wiek miłości, wiek nienawiści".

Pierwsza część pokazała losy młodej Oleńki, panienki z Białego Dworu, teraz czytamy o dalszych jej losach. 
Aleksandra musiała się ukrywać, ponieważ ktoś ją zdradził, wydał żandarmom. Obdarta z marzeń i miłości, została panną z dwójką małych niemowląt, bez pracy, pieniędzy i dachu nad głową. Gdy kolejny raz spotkała kowala Ignacego, a ten zaproponował jej ślub, zgodziła się. Zmieniła swoje dane i  nazywa się teraz Franciszka Wyrobek, i stanie się dla ludzi kowalową, z racji zawodu wykonywanego przez jej męża, lub Ignacową. Czy zazna szczęścia u boku brutalnego, zwykłego człowieka? Daleko mu do kultury, do jakiej przywykła nasza bohaterka. Jak sobie poradzi Franka w nowym, obcym dla siebie domu?


„Znów patrzyli na nią jak na dziwo, gdy zagrzała wody, a potem napełniła cynową miednice, by umyć niemowlęta i siebie. Wzięła ze skrzyni sporą derkę i rozpostarła ją na sznurze przy piecu, robiąc prowizoryczny parawan.”

Nasza bohaterka powoli zaczęła odnajdywać się we wsi, gdzie znajdowali się prości ludzie, większość z nich była typowym obrazem zaścianka, który jest utożsamiany z zacofaniem i ciemnotą. Dla nich codzienne mycie czy zrobienie drewnianego wychodka było czymś absurdalnym. U nich w domach, wspólnie z ludźmi, mieszkał cały inwentarz: kury, kaczki, psy i inne zwierzęta, dla Franki było to nie do pomyślenia. Zaczęła wprowadzać zmiany u siebie w domu, czym doprowadziła do ogromnych plotek na wsi.

„Ty, Franka, całkiem drugich przywyczek w tym dworze nabrała. - Wanda się zaśmiała. - Od mycia tylko zarazy na człowieka leza. W baniu raz na subotu schodzić, żeby miotełkami z brzozy plecy wybić, to i dość. My wszystkie tak robim.

Jaki los pisany jest dla naszej Franki? Co z nią będzie? Czy oszczędzi ją i jej najbliższych?




Wojna nie tylko zmieniła granice państw, rządy i obyczaje. Kobiety będące same zajęły się gospodarką i zaczęły zdejmować gorsety. Autorka świetnie opisuje emancypację kobiet, dążenie do samodzielności i zaradności. 

W całą tę historię o walce, o obronie i patriotyzmie autorka wplotła istnienie bestii - Bestii z pogromu Wołynia. Poleją się łzy na tej części kart historii, oj poleją.

Mamy tutaj również ukazane istnienie znachorki, która leczy naparem z pokrzywy, zagniata chleb z pajęczyną i odprawia tajemne zaklęcia. Tak kiedyś bywało, nie stać było ludzi na doktora. Aż dziw, że ludzie wychodzili z chorób i zdrowieli.

„Franka. W obcym domu”  to przepiękna wielowątkowa powieść, pełna wzruszeń i historii Polski. Bohaterowie wykreowani z wyczuciem i naturalnością. Są tacy, jacy byli, nic nie zostało ubarwione, bo ubarwić w takich historiach się ich nie da. Poznajemy ludzi wywodzących się z różnych klas społecznych, zatem opisy ich są naprawdę ciekawie i dogłębnie nakreślone. Są tutaj ludzie, którzy walczą każdego dnia o zachowanie ziemi przodków, są tacy, którzy muszą zmieniać swoją tożsamość z obawy przed więzieniem czy zesłaniem, występują również zdrajcy, którzy zdradzając, ratowali swoje rodziny. 

Wzruszająca, przepełniona patriotyzmem historia naszej bohaterki ukazuje również losy polskiego społeczeństwa i ich zachowania. Pokazuje, jak ludzie w walce o ojczyznę pomagali, pracując w codziennym trudzie, jak wspierali tych bez wiary o lepsze czasy i pomagali wrócić na swoje rodzinne ziemie. Jak dużą rolę w tych trudnych czasach również miała przyjaźń czy miłość. To powieść również o tych, którzy pogubili się, potrzebowali sporo czasu, by zrozumieć i chcieć naprawić swoje błędy. Wszystko to zamknięte klamrą pięknego i dostosowanego do danych czasów języka, którym to autorka namalowała obrazy wsi i miast, w których to spędzała czas Franka.


Jak dla mnie „Oleńka” i „Franka” to powieści o historii przetrwania. O miłości, która przetrwa najtrudniejsze chwile, o sile kobiet i determinacji Polaków.
Przepiękna seria!  






niedziela, 21 czerwca 2020

„Inni mają lepiej” Krystyna Mirek

Życie nie zawsze układa się tak, jak byśmy chcieli.
Bywa skomplikowane, zwłaszcza gdy wyobraźnia zaczyna pracować na naszą niekorzyść.

Poznajemy trzy kobiety: Natalię, Zuzannę oraz Jagodę i zapoznajemy się z ich życiem. Tu wszystko wygląda jak w naszym codziennym życiu - wzloty i upadki, śmiech i łzy.
Pełne rodziny i rozbite, zakochani i porzuceni. Samo życie, a i tak zawsze powiemy, że inni mają lepiej. Tylko czy na pewno mają lepiej? A może pokazują światu tylko to, co chcą pokazać, a cały „brud” zostawiają za drzwiami w domu?




Bardzo lubię książki tej autorki. Niby niepozorne, opowiadające historie jakich wiele, ale przesłanie, jakie z każdej książki wypływa, świadczy o warsztacie pisarskim autorki. 
Nie wiem czemu, ale okładki książek pani Krysi wpływają na mnie odwrotnie od zamierzonego celu i tylko świadomość, że autorka świetnie pisze, pozwala mi sięgnąć po jej książki. Gdybym nie znała autorki, na pewno nie sięgnęłabym po nie. Ale nie o tym miałam pisać. 

W tej historii poznajemy smak ukrytych pragnień, drugich szans, docenienia przyjaźni oraz zrozumienia, że życie innych ludzi czasami wygląda całkiem inaczej, niż nam się wydaje. Czasami bardzo pochopnie oceniamy ludzi tylko na podstawie wyglądu, zachowania czy też usłyszanej plotki.
 
  „Bardzo nie chciała teraz być sama. Mieć w życiu bliskiego człowieka, takiego, do którego można zadzwonić o trzeciej w nocy i pogadać. Nie wierzyła jednak, że coś takiego jest możliwe.”

Przyjaźń pokazana w tej historii jest taka, jaka być powinna. Wyważona, pełna zrozumienia i szacunku. Nie szkodzi, że dziewczyny widziały się czasami przelotem, zawsze mogły na sobie polegać. Zawsze mogły się komuś wypłakać i cieszyć z kimś radością. Nie zawsze tak było, na początku mało o sobie wiedziały, lecz nie od razu jest u kogoś zaufanie, na to trzeba czasu. Macie kogoś takiego, na kogo zawsze możecie liczyć?

„Żałowała, że nie mogą być razem dłużej, ale co zrobić. Czasem najlepsze rozmowy odbywają się w locie, w drzwiach, w pośpiechu, gdy pozornie warunki są najgorsze. Wtedy jakoś łatwiej się otworzyć.”
Mamy również pokazany skutek hejtu spowodowany zazdrością zawodową oraz znęcanie się nauczycielki nad uczniami i wynikające z tego problemy. 
Cała historia trzech kobiet jest osnuta na kanwie przyjaźni i perypetii życiowych. Tempo akcji jest wolne, co podczas czytania tej lektury wydaje się idealne. Czas płynie spokojnie, my delektujemy się powieścią. Jak zawsze język i styl autorki prosty, lecz wysmakowany. Czyta się z przyjemnością.

  „Inni mają lepiej” ten temat chyba nigdy nie straci na ważności. Zawsze będziemy porównywali siebie do innych i oceniali ich przez pryzmat tego, co sami widzimy.
Przeczytajcie tę powieść, po niej na pewno docenicie to, co macie, a to, co mają inni, nie będzie już takie wspaniałe.
Polecam!





wtorek, 16 czerwca 2020

„Katalog motyli” Izabela Knyżewska

Bardzo lubię zapoznawać się z debiutami, jeśli chodzi o obyczajówki, gorzej jest z kryminałami. Zawsze zastanawiam się nad tym, czy dam się ponieść intrydze i będę z zaangażowaniem śledzić poczynania śledczych, czy historia na tyle mnie zainteresuje, bym z przyjemnością oddała się lekturze. Bo dobry kryminał jest sztuką napisać. 
Czy udało się to autorce? Czy jej książka ma w sobie to coś?


Komisarz Adam Smygalski wezwany zostaje do zabójstwa czterdziestoletniego mężczyzny. Zostaje przydzielona mu młoda aspirantka Nina Jurska, z którą to podejmują proceder żmudnego śledztwa.

Ofiarą okazał się dobrze sytuowany Krzysztof Brzeski, mieszkający w warszawskiej dzielnicy willowej. Na miejscu zbrodni nie zostały znalezione żadne ślady włamania, czyli była to osoba dobrze znana denatowi. Wszystkie poszlaki świadczą przeciw jego żonie, tylko czy aby na pewno to ona jest mordercą?
Jego luksusowe życie wypełnione było zabawą, podróżami oraz beztroską. Nie przeszkadzał mu w tym fakt, że miał żonę. Krzysztof uwielbiał kobiety z wzajemnością, na dodatek prowadził erotyczny katalog nazwany przez policję katalogiem motyli. Na trafiane podczas śledztwa zdjęcia kobiet będą kluczem do rozwiązania zagadki.  
Śledztwo niby typowe, ale jakże inne, pełne mylących poszlak.




Bardzo fajna książka. Bardzo mi się podobała.
Autorka oddaje w nasze ręce historię widzianą z dwóch perspektyw, komisarza oraz mordercy. Muszę przyznać, że pani Iza dała nam popis wiedzy kryminalnej. Kilkakrotnie były takie sytuacje, że byłam pełna podziwu, jaką skrupulatnością i siłą domysłów trzeba dysponować, by rozwiązywać tak zawiłe zagadki. Bo gdy nic nie jest takie, na jakie wygląda, jak dotrzeć do prawdy? Jak znaleźć ogniwo rozwiązujące supełek z tajemnicami? 

Naszym bohaterom to się udało, ale my, czytelnicy, zostaliśmy tak wplątani w intrygi, ślepe tropy, że przygoda z komisarzem jest genialna. Kilkakrotnie byłam przekonana, że znam mordercę, ale dochodziła nowa sprawa i wszystko legło w gruzach - nie ten trop.  
Ech, autorka nieźle się nami zabawiła. I to właśnie w dobrych kryminałach lubię. A zakończenie? To już kropka nad i lub wisienka na torcie. Nikt takiego akurat się nie będzie spodziewał, to mogę zagwarantować.

Polecam!

 




sobota, 13 czerwca 2020

„Wielkie włoskie wakacje” Jolanta Kosowska

Znacie powieści pisane przez tę autorkę?
Ja swego czasu zaczytywałam się w jej powieściach. 
„Niepamięć” bardzo utkwiła w mojej głowie i to chyba była pierwsza pozycja, która tak bardzo mi się spodobała, że postanowiłam sięgnąć po kolejne książki tej autorki.  

Gdy zobaczyłam tytuł najnowszej książki tej autorki, wiedziałam, że będzie to coś wspaniałego. Pani Jola uwielbia Włochy i widać to w jej postach czy zdjęciach, które udostępnia na swoim profilu.
Nie pomyliłam się - czytając historię opisaną w najnowszej książce można się zatracić. Pokochać Włochy jeszcze bardziej lub nabrać ochoty, by właśnie tam pojechać na najbliższy urlop.

Poznajemy Kacpra — byłego policjanta, który aktualnie zajmuje się pisaniem artykułów do gazety. Wrócił właśnie z urlopu, który spędził w Prowansji. Zbierał materiały do reportażu o Polakach mieszkających w tych rejonach. Odpoczął, zrelaksował się i nabrał ochoty do pracy.
Miał zacząć pracować, ale prosi szefa o kolejne dni urlopu. Zależy mu na wolnych dniach, ponieważ jego brat Jakub dał mu znaleziony dziennik i opowiedział mu historię znalezienia tego zeszytu.
Czy dziewczynie, bo pisała go młoda kobieta, grozi niebezpieczeństwo? Tak można wywnioskować, czytając historię opisaną w dzienniku. Nasz bohater postanawia ponownie pojechać do Włoch, tym razem śladem bohaterki pamiętnika. 

Mężczyzna pragnie odnaleźć dziewczynę, poznać ją i oddać zgubę, jednocześnie chciałby wyruszyć szlakiem opisanym przez dziewczynę. Lektura wciąga go do tego stopnia, że bierze wolne dni i wyrusza śladami autorki oraz jej przyjaciółki, bo jak się okazało, Klaudia była na wycieczce z Karoliną. Poznajemy przygody dziewczyn, śledzimy ich  trasy spacerowe oraz wspólnie zwiedzamy najpiękniejsze miasta we Włoszech. 
Klaudia, choć nigdy nie była w Asyżu, jest pewna, że kiedyś widziała miejsca, w których spacerowały, czy też intrygującą kołatkę, którą zauważyła u jednych drzwi. Wszystko to zaczyna być podejrzane i owiane mroczną tajemnicą. Dziewczyny odwiedzają Pompeje, ale tajemnicze głosy, które słyszy nasza bohaterka, dają do myślenia. Czy ktoś je śledzi? Czy grozi im jakieś niebezpieczeństwo? Czy Kacper pozna osobiście autorkę dziennika?






Uwielbiam powieści tej autorki za to, że są ciekawie skonstruowane i bardzo dobrze napisane. Czytanie książek pani Joli to czysta przyjemność, naprawdę.

Autorka poruszyła tutaj ważne aspekty przyjaźni ludzi ze zwierzętami. Czytamy o tym, jaki wpływ na człowieka ma kontakt z końmi oraz jaką miłością może obdarzyć pies. 


„- Psy są mistrzami świata w miłości - odezwałem się. - Kochają bezwarunkowo. Pod tym względem różnią się od wielu ludzi.”

Nie znam autorki, która tak dokładnie, z najmniejszymi detalami opisuje miejsca, którymi podróżują bohaterowie. Niekiedy opisy miejsc czy przyrody są zbyt rozwleczone, omija się je, a tutaj zachłannie wręcz spija się z kart informacje. Opisane przez panią Jolę miejsca i rzeczy wydaje się, że żyją, oddychają. Zachwycamy się oszałamiającymi krajobrazami i smakami, które o dziwo czujemy, czytając to, co napisała autorka. Czysta magia!

Dzięki pisarce, na nowo wróciłam do wspomnień, do tych miejsc, gdzie i ja byłam kilka lat temu. Wspominałam moje wycieczki, moje odwiedzone restauracje i wypite kawy w klimatycznych miejscach. Włoska podróż zaserwowana przez autorkę pomogła mi na nowo rozkoszować się architekturą miast i ich zabytków. 

 Jeśli nie byliście we Włoszech, to ta pozycja zastąpić Wam może przewodnik. Ja na pewno kolejnym razem pojadę trasą naszych bohaterów. Cała ta historia jest tak nasiąknięta zapachami i smakami, kolorami i dźwiękami, że podążanie ich tropem może być niezapomnianą przygodą. 


 „Wychowano mnie w przekonaniu, że należy marzyć. Marzenia dodają naszemu życiu sensu, są siłą napędową, nadają dniom barw, smaków, zapachów i dźwięków.”

Dajcie się porwać wspaniałej historii, która zabierze Was do Asyżu, Neapolu, do Florencji, Wenecji czy Pompei, o których mówi się, że to zastygłe w czasie miasto. Włoska przygoda, miłość oraz intrygi - to wszystko we wspaniałej historii, która również pokazuje, że warto marzyć i mieć nadzieję.

środa, 3 czerwca 2020

„Podróże serc” Agnieszka Panasiuk

Uwielbiam dobre debiuty, a Wy?

Poznajemy młodą ziemiankę Joannę Wierzbicką w momencie, gdy oczekuje mocniejszych deklaracji od jej przyjaciela Tadeusza. Oboje byli niemal nierozłączni od dziecka, mieszkając we wsi niedaleko siebie. Widząc, że młodzi mają się ku sobie, ich opiekunowie planowali połączyć swoje ziemie. 
Niestety tak się nie stało - ukochany wybrał inną. Młodzieniec podczas biesiady oznajmił radosną nowinę, mianowicie fakt, że zaręcza się z Barbarą, przyjaciółką Joanny.
Co działo się w duszy dziewczyny, wiedziała tylko ona.  Czy zamknie całkowicie swoje serce na zawsze? Na pewno starała się zapomnieć o miłości i całkowicie zajęła się nauką, a potem majątkiem i ziemią. Wiadomo, że w głębi serca tęskniła za uczuciem, ale nie potrafiła kolejny raz zaufać. 

Poznajemy również sześcioletnią Anielkę, która ze swoją opiekunką przemierza drogę pociągiem. Jej rodzice zginęli w tragicznym pożarze i dziewczynka zostaje sierotą. Razem z opiekunką zmierzają do nieznanej matki chrzestnej. Domyślacie się, kto nią jest i kogo to dziecko? 

Tak, to dziecko jej dawnej miłości oraz Basi, a ona nawet nie wiedziała, że została przypisana jako matka chrzestna Anielki. Na początku obie nieśmiało poznają siebie, by z czasem pokochać się ze wzajemnością. Życie obu zmienia się na lepsze.





Ta wspaniała historia rozgrywa się w XIX wieku na Podlasiu oraz ziemiach łowickich. Autorka w rewelacyjny sposób przedstawiła nam życie w majątku, obyczaje i panujące tam zasady. Wszystko to pokazane jest w malowniczy sposób, odbiera się dosłownie, wręcz namacalnie.

 „Po jednej stronie złote łany pszenicy, przeplecione czerwienią maków i błękitem chabrów, a po drugiej podleśne pastwiska z pachnącym zielem... Jakże jałowy jest miejski ogródek.”

Mała Anielka to prawdziwy skarb. Jest żywa i ciekawa świata. Rezolutna dziewczynka zdobędzie serce każdego czytelnika, każdego wzruszy i spowoduje ciepło w sercu. Jest tak sympatyczna, że nasza dziedziczka traci z czasem dla niej głowę. Wspólnie poznają podlaskie dworki i wsie oraz zwyczaje szlacheckie i ludowe.  
Wszystko jest pięknie, aż do momentu, gdy na horyzoncie pojawia się ojciec chrzestny Anielki, który to decyduje o małej, jej posagu i majątku. Marcin Czarnocki dotychczas był za granicą, teraz wrócił i postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Szykują się nieuchronne zmiany. Będą one dobre czy raczej te złe?


Agnieszka Panasiuk oddała w nasze ręce wspaniałą historię pełną ciepła, miłości i wzruszeń. Jest to historia osieroconego dziecka oraz kobiety marzących o miłości i ciepła w rodzinie. Sytuacje mające miejsce w tej książce wzruszają, chwytają za serce i sprawiają, że uśmiechamy się do kart zapisanych drukiem. 

 „Prezent od serca robiony zawsze lepszy jak kupny.”

Jestem pod ogromnym wrażeniem tej książki. Nie tylko okładka zachwyca, całość również. Napisana jest pięknym językiem, który wywołuje wiele emocji i skłania do refleksji. Wyruszamy w trudną podróż, gdzie wszystko może się wydarzyć. Trudne losy ludzi zmuszonych do mieszkania i pracy pod rosyjskim zaborcą oraz ich starania, by zachować narodową tożsamość. To magiczna opowieść o ludzkich uczuciach i emocjach. Miłość, przyjaźń, wybaczanie, odnajdywanie własnych korzeni oraz matczyna miłość. Bo matką nie tylko jest ta osoba, która urodziła, lecz również ta, która wychowała.
Czytałam i nie mogłam się oderwać.
POLECAM!