Wydawnictwo - Prószyński i S-ka
Data wydania - 18 kwietnia 2019
Liczba stron - 232
Kategoria - Literatura obyczajowa, romans
Pełna humoru i ciepła opowieść, od której nie sposób się oderwać.
Bo czasami wystarczy zgubić kota, żeby twoje życie stanęło na głowie...
Anita Scharmach — pisarka z Gdyni. Niepoprawna optymistka, małymi kroczkami spełniająca swoje marzenia. W swoich powieściach bawi i wzrusza. Czasami daje do myślenia. Czytaliście powieści tej autorki?
Poznajemy Magdę Lewicką, która jest księgową w spółdzielni, lecz daleką od typowych wyobrażeń. Zazwyczaj z tym zawodem kojarzymy sztywne panie w garniturze, z okularami na nosie i pochmurnym spojrzeniem na świat. Takie typowe urzędniczki za biurkiem. Magda natomiast to kobieta zadbana, piękna i nawet bywa czasami zabawna. Zbliża się do trzydziestki, wynajmuje kawalerkę i jest cały czas sama. Może nie całkiem sama, ponieważ posiada od niedawna kota. Kot nazywany został Manfredem. To kocur uciekinier, bardzo chętnie zwiedza okolice, wymykając się właścicielce spod opieki. Gdy trwają kolejne już poszukiwania, Magda poznaje przystojnego Jakuba.
Z czasem okaże się, że sporo ich łączy. Tych dobrych, jak i złych rzeczy. Czy kot potrafi połączyć dwa samotne serca?
Co wyniknie z ich znajomości?
Nasza bohaterka pracuje w dziale księgowości, a bardzo często dostaje służbowe maile, a w nich skargi mieszkańców nieruchomości, a raczej jednego mieszkańca. Jest nim Jacek Nowak. Tutaj wybitnie widać, jakim poczuciem humoru dysponuje Magda. Niejednokrotnie parskałam śmiechem, czytając ich korespondencję. Autorka w rewelacyjny sposób przedstawiła nam problemy administracji i członków spółdzielni. Ile cierpliwości nieraz te kobiety muszą w sobie posiadać.
„Jest jak każdy inny facet. Rzuca skarpety koło łóżka, pierdzi przy oglądaniu telewizji i drapie się po dupie, kiedy zagląda do lodówki. Ale jest mój.”
Autorka oddała w nasze ręce typową babską powieść romantyczno – obyczajową. Jestem pewna, że będziecie się świetnie bawić przy tej sympatycznej historii, w której głównym winowajcą całego zamieszania jest kot, któremu zachciało się uciekać swojej pańci.
Książkę czyta się z ogromną przyjemnością.
Jest idealna na poprawę humoru. Lekka, zabawna i na pewno nie można się przy niej nudzić. Jest to jedna z tych książek, które czyta się natychmiast i w całości.
Kilkakrotnie podczas czytania kiwałam z politowaniem głową nad problemami, z którymi przyszło walczyć naszym bohaterom, ale przecież takie jest nasze życie. Nie przewidzimy niczego i nie zapobiegniemy wypadkom.
„Ale ja nie jestem w ciąży. Jestem po prostu taka gruba – powiedziała nad wyraz łagodnie.”
Czytając tę powieść, przychodzi nam do głowy myśl i zadajemy sobie pytanie. Czym jest miłość? Czy miłością nazwiemy fakt, że uśmiechamy się na widok śpiącego obok partnera? A może fakt, że chcemy zrobić mu kawę, zanim się jeszcze dobrze obudził? A może to wspólne milczenie, kiedy potrzebna jest cisza? Któż z nas nie pragnie znaleźć osoby, z którą będzie dzielił swoje dni, te lepsze i te gorsze.
„Miłość na gigancie” trafiła do mnie w momencie, gdy miałam gorsze dni. Zanik radości z codzienności sprawił, że musiałam ją przeczytać. Chciałam poprawić sobie humor i powiem Wam, że spisała się na medal! Czytanie jej wywołało na mojej twarzy uśmiech, czyli spełniła swoje zadanie w 100%.
Fabuła to przygody kota i jego pani, okraszona sporą dawką humoru i oczywiście szczęśliwym zakończeniem, jak na takie książki przystało. Jest to lektura na jeden wieczór, lekka, zabawna i romantyczna. Sprawia, że naprawdę dobrze się bawimy podczas jej czytania, a strony czyta się automatycznie.
Uwaga: książka powoduje niekontrolowane wybuchy śmiechu...
Polecam!
Taka śmiechoterapia jest mi teraz bardzo potrzebna. 😊
OdpowiedzUsuńPodpisuję się w 100 % Poprawiacz humoru gwarantowany! 😊
OdpowiedzUsuńBardzo fajna okładka
OdpowiedzUsuńBrzmi fantastycznie!
OdpowiedzUsuńLubię od czasu do czasu sięgnąć po coś lekkiego i zabawnego, więc chętnie poznam tę książkę ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że mi też przydałby się taka humorystyczna książka o urokach codzienności. Na pewno poprawi mu humor :) Cytat w facetami bardzo prawdziwy <3 Mnie i narzeczonego też kotek połączył. Może żadnemu z nas nie uciekła ale wystarczyła miłość do kotów. Nawet na obrączkach wybraliśmy zabawny grawer: "Kot tak chciał" :P
OdpowiedzUsuńKsiążka idealna na lato :D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, Pola
www.czytamytu.blogspot.com